A właśnie, że brzmiało mi dobrze, kiedy wybierałem się na koncert pod tym hasłem ósmego dnia festiwalu Chopin i jego Europa. Wszystko składało się na wiele obiecującą całość – Tobias Koch za historycznym Erardem, Concerto Köln, Gianluca Capuano oraz wiele mało znanych dzieł w programie. Gossec! A jak wyszło? No cóż…
Pomysł na program był odkrywczy – pokażmy nieczęsto grane, politycznie zaangażowane kompozycje XVIII i XIX wieku z hymnami w rolach głównych. Niektórych twórców, jak Johann Wilhelm Wilms (1772-1847), Ferdinand Ries (1784-1838) czy Albert Lortzing (1801-1851) słabo kojarzyłem.
Concerto Köln to specjaliści w poszukiwaniu takich kompozytorów. Orkiestra zajmuje się szczególnie odkrywaniem pięknej, ale nieznanej muzyki – mówił w wywiadzie dla Radiowej Dwójki dyrygent Gianluca Capuano.
Na tę piękną (nie zawsze) i nieznaną muzykę złożyły się gry z hymnami – Mazurek Dąbrowskiego jako cytat w uwerturze Lortzinga, God save the King jako temat wariacji w trzeciej części VI Koncertu na klawesyn i orkiestrę „londyńskiego” Bacha, Marsylianka jako wariacje orkiestrowe Gosseca, Rule Britannia również jako temat wariacji Ferdinanda Riesa, podobnie Wilhelmus w wariacjach Wilmsa i hymn niemiecki (Haydna, bodaj najstarszy na świecie) u Carla Czernego.
Trochę mi żal, że akurat François-Joseph Gossec (1734-1829) został pokazany od słabszej strony – jego muzyczna służba rewolucji francuskiej wypłaca go do dziś, powodując, że mało kto pamięta o jego znakomitym requiem (nb. pierwszej symfonicznej mszy żałobnejw historii), za to kojarzy się trochę Le Triomphe de la République (1793), czy właśnie Offrande à la Liberté ou „La Marseillaise” (1792).
I to ostatnie nie wypadło najlepiej, przede wszystkim dlatego, że dość proste dziełko Gosseca z mocnym walnięciem w bęben (a konkretnie wielki bęben) dobrze sprawdza się w wykonaniu ogromnej orkiestry na jakimś miejskim placu (choć premiera Offrande odbyła się w operze). Skład orkiestry historycznej obnażył dodatkowo słabość kompozycji. Musicie uwierzyć na słowo – Gossec robił lepsze rzeczy.
A jeśli już o orkiestrze Concerto Köln mowa, to tego wieczora brakowało mi ich kunsztu i dopracowania szczegółów. Odnosiłem wrażenie, że grają bez przekonania, trochę jednorazowo. Średniego efektu dopełnił jeden z wiolonczelistów, który bardzo się pogubił, oraz drobne błędy tekstowe w Beethovenie.
Koncert wieńczyła aranżacja finałowego ogniwa IX Symfonii Beethovena na orkiestrę i fortepian autorstwa Filippo Cammaroto. To chyba nie był najlepszy pomysł – brak solistów z chórem był tak doskwierający, że odwracał uwagę od wspaniałego Tobiasa Kocha, który z właściwą sobie lekkością i finezją starał się nadać blask wypłowiałej Odzie do radości, kiepsko wyglądającej w dźwiękowych szatach koncertu fortepianowego.
Tobias Koch to jeden z największych mistrzów historycznego fortepianu i stały gość CHiJE. Szczególnie efektownie zabrzmiały wariacje Czernego w jego wykonaniu. Choć trochę się przedłużały, to były chyba najprzyjemniejszym momentem koncertu.
Na koniec jeszcze mała anegdotka.
Na bis Koch zagrał fragment z uwertury Lortzinga do opery Der Pole und sein Kind, w którym pojawia się Mazurek Dąbrowskiego. No i zrobił się ambaras.
Niby głupio siedzieć, bo w końcu to hymn nasz narodowy, ale z drugiej strony po co wstawać, skoro to uwertura do opery. A jednak z młodej piersi się wyrwało i ktoś wstał. W jego (jej?) ślady poszła większość publiczności, gdy tymczasem Mazurek prędko się skończył, a po nim wszedł jakiś lekki, skoczny temacik. Przy tej muzyce już zdecydowanie głupio było stać na baczność, więc wszyscy usiedli.
Przed drugim bisem, w którym również miał pojawić się Mazurek, Tobias Koch zwrócił uwagę, że wstawać nie trzeba, wywołując tym rozbawienie i wyraźną ulgę publiczności.
Jaki morał z tej opowieści płynie? Możecie się wyżyć w komentarzach 🙂
Dziękuję za recenzję! Zgadzam się, że Tobias Koch wypadł wspaniale.