Autor tekstu: Krzysztof Gemza
Przedziwny ciąg zdarzeń, którego początki sięgają września 2018 roku, gdy pierwszy raz zaglądnąłem do Szafy, sprawił, że w ubiegły czwartek znalazłem się w Centrum Kongresowym ICE na koncercie London Symphony Orchestra, prowadzonej przez sir Simona Rattle’a.
Było to spotkanie z wielką historią muzyki i niezwykłą maestrią – bez konieczności podróżowania na drugi koniec Europy. Kraków zamykał trzydniowe tournée LSO, więc po warszawskim i wrocławskim koncercie wszystko było wiadome – fora i blogi pełne zachwytów. Przed pierwszym uniesieniem batuty nastąpiła minuta ciszy dla uczczenia pamięci zamordowanego Prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza. Tuż potem zabrzmiała Muzyka na instrumenty strunowe, perkusję i czelestę Béli Bartóka. Andante tranquillo poważne, niepokojące, jakby na zamówienie nieprzewidzianej chwili. Trudno było słuchać bez kontekstu tragicznych wydarzeń, ale wraz z głęboką zadumą pojawiały się w tej muzyce także pokłady nadziei, a ich naprzemienność i przenikanie musiały budzić niepokój.
Tak tę muzykę odebrałem ja, zdecydowany miłośnik baroku i klasycyzmu, pozostający od teraz pod wielkim wrażeniem węgierskiego kompozytora.
W przerwie, w gronie muzycznych blogerów miałem niezwykłą okazję poznać i chwilę porozmawiać z Panią Iwoną Muszyńską, skrzypaczką grającą w LSO od wielu lat. Jest chyba jedyną Polką w najstarszej londyńskiej orkiestrze symfonicznej. Króciutko przekazała swoje spostrzeżenia na temat sposobu, w jaki sir Simon Rattle pracuje z zespołem i tego, jak muzycy bez zbędnych słów i gestów odbierają jego wizje i interpretacje. Magia maestrii.
Tuż przed drugą częścią koncertu, siedzący obok Oskar Łapeta (blog Klasyczna Płytoteka) zapytał mnie, czy znam coś Antona Brucknera. Owszem wiedziałem, że „wielkim kompozytorem był”, a nawet widziałem jego popiersie w wiedeńskim parku jakieś 2,5 roku temu w otoczeniu Schuberta, Straussa, Lehára i kilku innych wielkich. Pomyślałem wtedy: „kim jesteś, nie znam twojej muzyki, ale może niebawem poznam!”. Kolega dodał – „Brucknera można albo znienawidzić albo pokochać”. Nim minęła godzina znałem odpowiedź – to drugie, zdecydowanie. Zastanawiam się, pisząc te słowa, czy dlatego, że VI Symfonia A-dur była pierwszym dziełem austriackiego neoromantyka, jakie usłyszałem, czy może dlatego, że zabrzmiała w takim wykonaniu. Chyba jedno i drugie.
Od początku, monumentalnego Majestoso, miałem wrażenie, że kompozytor odpowiada mi na zadane przed laty pytanie kim jest, a ta opowieść wciąga mnie w świat wrażliwości, pełnej zmian, uniesień i zwątpień, romantycznej nostalgii dzielonej z mroczną żałobą, jednoczesną radością i smutkiem. Kolejne części, Adagio, Scherzo i Finale były jak bramy otwierane przez twórcę dzieła, mówiącego – „zobacz gdzie jesteś!”. Drugi raz w życiu, w ciągu jednego tygodnia doświadczyłem stanu pełnego, całkowitego skupienia na muzyce, wcześniej za sprawą dzieł barokowych w NOSPR (Adagio z Koncertu A-dur na violę da gamba, smyczki i b.c. Antona Raetzla i Grave adagio z Koncertu na 3 rogi, skrzypce, instrumenty smyczkowe i b.c. Georga Philippa Telemanna), a później w Krakowie, w ICE. Nie wiem, czy to sugestia Iwony Muszyńskiej, czy samo się tak stało, ale gdy skupiłem uwagę na dyrygencie, poczułem ten przekaz – został tylko ruch Rattle’a, jego wizja ogromnego świata Brucknera i tak aż do finału. Potem powrót do rzeczywistości.
Tak, można muzykę Brucknera pokochać i w moim przypadku jest to natychmiastowe uzależnienie – żeby kiedyś tego jeszcze doświadczyć, trzeba będzie zdecydowanie powiększyć listę zainteresowań koncertowych!
Bis nie był niespodzianką – Stanisław Moniuszko, Tańce góralskie. Odebrałem to jako „oko puszczone” przez sir Simona Rattle’a, jakby powiedział do mnie i wszystkich na sali: spokojnie, możecie odetchnąć 😉
foto: Robert Słuszniak / ICE Classic
Program:
Béla Bartók Muzyka na instrumenty strunowe, perkusję i czelestę
Anton Bruckner VI Symfonia A-dur
Stanisław Moniuszko Tańce góralskie
PS. od redakcji – zachęcam także do przeczytania recenzji koncertu pióra (klawiatury) Oskara. Znajdziecie ją TUTAJ, z kolei trafiłem na artykuł o Polakach grających w Wiener Philharmoniker i London Symphony Orchestra. Jest tam także mowa o Iwonie Muszyńskiej, którą spotkaliśmy w przerwie koncertu. Można go znaleźć TUTAJ. Zachęcam także do zapoznania się z pozostałymi koncertami cyklu ICE Classic w Krakowie. (mc)
To był czwartek 😁
Oczywiście! Mój błąd. Już poprawiamy. Podświadomość szepcze, że takie koncerty to raczej piątkowo-sobotnie wydarzenia 😉