Mozart i seks – Opera Rara 2019

Così fan tutte Mozarta jest czwartą i jednocześnie ostatnią produkcją sceniczną tegorocznego festiwalu Opera Rara. Poza powtórzoną A Mardigal Opera Philipa Glassa, wszystkie trzy spektakle zdominowała miłość – Hipolit i Arycja jest o namiętności i władzy, Cassandra & Just o intymności, a Così… o niedoskonałej miłości i podobno o seksie.

Muzyka i seks to frapujący temat. Był mu poświęcony numer Ruchu Muzycznego z lipca 2018 roku, z półnagim Jakubem Józefem Orlińskim na okładce, który również wystąpił podczas Opera Rara. Cezary Tomaszewski to reżyser od lat współpracujący z capellą cracoviensis przy eksperymentalnych produkcjach scenicznych. Od czasu, gdy zainscenizował Monteverdiego w barze mlecznym na Grodzkiej, wszystkiego można się było spodziewać. Seksu także.

Trochę się tego bałem, bo na hasło „Mozart i seks” przychodziły mi do głowy paskudne skojarzenia, np. takiej oto reklamy, w której orgazmatycznie została potraktowana aria Der Hölle Rache:

https://www.youtube.com/watch?v=C3GjKKwvRbw

Albo wiszący na stronie Super Expresu smakowity akapicik z „artykułu” Co podniecało Mozarta?, skreślonego przez kogoś, kto niestety znalazł wpis Mozart and scatology na angielskiej Wikipedii:

Mozarta znamy jako genialnego kompozytora. Już w wieku pięciu lat stworzył swoją pierwszą symfonię. Tymczasem ten geniusz miał dość dziwne upodobania seksualne. Mianowicie podniecały go odbyty – zarówno kobiece, jak i męskie. Nawet skomponował na ich cześć kanon, który zatytułował „Wyliż mi d…, dokładnie, do czysta”. Niestety, albo na szczęście, utwór ten nie wzbudził aplauzu.

Bez komentarza.

Seks w inscenizacji Tomaszewskiego był dodatkiem; ciekawym kostiumem dla opery, która przecież tak naprawdę nie jest o seksie. W ogóle Così fan tutte nie jest operą o głębokiej namiętności, w każdym razie nie w tym stopniu, jak na przykład Don Giovanni, a szczególnie finał z komandorem, w którym aż kipi od jej porywów.

Takich fragmentów w Così… próżno szukać. Z trylogii miłosnej Mozarta, na którą składa się Wesele Figara, Don Giovanni i właśnie Così fan tutte, ta ostatnia w największym stopniu opowiada, jak wiotkie i puste okazują się wielkie obietnice w relacjach między kobietami i mężczyznami, jak łatwo ulega się manipulacji i jak bardzo ludzka natura zmierza ku praktyczności.

Przyprawienie tego dzieła o erotyzm, jak łapanie za biust, tarzanie się po scenie, czy wręcz ruchy frykcyjne (Don Alfonso i Despina) na pewno uatrakcyjniło odbiór blisko trzygodzinnego dzieła. Poza tym kto widział Amadeusza Miloša Formana, z pewnością dopatrzył się w scenie uwodzenia Dorabelli przez Guglielma łudzącego podobieństwa do flirtów Mozarta z Konstancją pod stołem na przyjęciu w pałacu arcybiskupa.

Z erotycznych pomysłów Tomaszewskiego na najwyższe uznanie zasługuje wprowadzenie i bardzo umiejętne operowanie trzema tancerzami – piękną Izą Perez i przystojnymi Mikołajem Karczewskim i Szymonem Dobosikiem. Tomaszewski jest także choreografem i na tę trójkę miał pomysł (czego nie można powiedzieć o obecności na scenie skądinąd wspaniałego Piotra Szewczyka, który poza wejściem w niespodziewany duet z Przemysławem Borysem w Un aura amorosa zaiste nie miał co robić).

Trójka tancerzy czułymi pocałunkami, dotknięciami i ocieraniem o siebie ilustrowała arie – to był dobry sposób na pogłębienie seksualnego kontekstu. Chwilami także udawali posągi, komicznie „komentowali” swoimi układami finał opery.

Wyzwaniem, z którym reżyser musi sobie poradzić w Così jest sceniczne rozegranie głównej osi intrygi, czyli przebieranki. Przypomnijmy skrótowo:

Aby sprawdzić wierność swoich narzeczonych, dwóch kawalerów, Ferrando i Guglielmo decydują się na zakład z Don Alfonso. Stary chce młodym udowodnić, że idealnej miłości nie ma, że wierzą w bajki i proponuje intrygę, w której panowie niby mają udać się na wojnę, a tak naprawdę w tym samym dniu powrócić w przebraniach albańskich książąt i uwieść nawzajem swoje narzeczone. Paniom Dorabelli i Fiordiligi, jak to uroczo pisze w Przewodniku operowym Józef Kański, nie przychodzi oczywiście do głowy, że ci rzekomi Albańczycy to Ferrando i Guglielmo. W tej intrydze sekunduje służąca Despina.

Tomaszewski postanowił, że na czas uwodzenia przebiorą się wszyscy. Na dodatek przebierają się w kostiumy XVIII-wieczne (choć takie bardziej z wypożyczalni strojów, niż z muzeum). Pomysł, aby na maskaradę zgodzili się wszyscy bohaterowie, np. po to, by w ramach towarzyskiej gry zakosztować przyjemności z cudzym partnerem czy też partnerką, byłby bardzo oryginalny. Tu nie został jednak pogłębiony i chyba nie dałoby się go na dłuższą metę obronić – w końcu od czegoś jest intryga Don Alfonsa.

fot.Klaudyna Schubert / klaudynaschubert.eu

A jeśli już o nim mowa – to ciekawie skonstruowana postać. Z jednej strony to Don Giovanni na emeryturze, z drugiej ioświecony libertyn, który przeżywszy swoje, uczy młodych, jakie życie jest, a nie jak się wydaje. Tomaszewski w ogóle tego wątku nie podjął, tylko zrobił z Don Alfonsa satyra, bożka Pana, także za pomocą kostiumu – włochatych spodni i fletni na szyi. Z jednej strony było to zredukowanie postaci do nudzącego się figlarza i zbereźnika (molestowanie Despiny), ale z drugiej gest wymuszony „seksualną koncepcją” całości. Jacek Ozimkowski jednak nie do końca reżysera posłuchał i ruchem scenicznym, komicznym basem oraz swoją dumną prezencją ratował wątek intelektualno-libertyński.

W ogóle spektakl Tomaszewskiego obsadą stoi. Poziom zaangażowania całej szóstki śpiewaków w role był ogromny, wszyscy głęboko weszli w postaci i każdy miał na nią jakiś pomysł. To znaczne osiągnięcie, biorąc pod uwagę, że kreacje powstały w projektowej atmosferze przygotowań do festiwalu. Nie zawsze w takich warunkach znajduje się czas na pogłębienie roli, choć z pomocą przyszedł fakt, że większość śpiewaków wraz z capellą cracoviensis w 2016 i 2017 roku wykonywała już koncertowo Così fan tutte.

fot. Edyta Dufaj

Guglielmo Sebastiana Szumskiego był zawadiacki, zadziorny i uroczo tromtadracki. Oczywiście do chwili, gdy okazuje się, że sam został zdradzony – wówczas staje się porywczy i romantycznie gniewny. W obu żywiołach Szumski wypada autentycznie i spójnie. Z kolei Ferrando Przemysława Borysa ma skłonność do uronienia łezki i w męskim duecie zabezpiecza raczej liryczne tyły. W ślad za tą opozycją idą ich głosy – baryton Szumskiego jest mocny, bohatersko-komiczny, z tendencją do huknięcia, a tenor Borysa okrągły, pełny, o pięknej, czystej barwie z cudownym rejestrem środkowym. To ten rodzaj głosu, który się nie nudzi i nie męczy, bo nie ma w nim nachalności i niepotrzebnej maniery. Borys stawia na prostotę i lekkość. Resztę robi Mozart. Głosy Szumskiego i Borysa dopełniały się w duetach – dało tu o sobie znać doświadczenie Sebastiana Szumskiego w chórze i kameralnych składach capelli cracoviensis. Świetnie dostrajał się do tenoru Borysa.

Podobnie układała się żeńska para – liryczna Fiordiligi Katarzyny Oleś-Blacha oraz nieco agresywniejsza i dynamiczniejsza Dorabella Natalii Kawałek (na premierze w tej roli śpiewała Monika Korybalska). Dobór żeńskich głosów okazał się trafny także z uwagi na przebierankowe skrzyżowanie – to właśnie Natalia Kawałek i Sebastian Szumski oraz Katarzyna Oleś-Blacha z Przemysławem Borysem stworzyli najefektowniejsze połączenia, zarówno głosowe jak i temperamentowe.

fot. Edyta Dufaj

I na koniec zostawiam to, o czym najchętniej napisałbym już na samym początku i to wielkimi literami. Così fan tutte według Tomaszewskiego miało swoją WIELKĄ KREACJĘ. Mowa o Despinie.

Zamiast kutej na cztery nogi służącej – typowej figury z komedii mieszczańskiej, bijącej intelektem i sprytem na głowę swoich chlebodawców, Lubaszka stworzyła postać pełną wściekłości, ironii, bystrości i seksapilu. Oparła Despinę na początkowej scenie – momencie, gdy służąca chce skosztować czekolady, którą przygotowuje dla swoich pań i zadaje klasowo uświadomione pytanie – czy moje usta są gorsze?. Ten gest buntu utrzymała do samego końca, rozsadzając scenę wulkaniczną energią. Jak jej się to udało w czwartym przedstawieniu pod rząd – nie mam pojęcia. Prawdopodobnie była to najbardziej autentyczna, przekonująca i charakterna Despina, jaką do tej pory widziałem i… słyszałem, bo swój sopran Lubaszka w całości podporządkowała kreacji postaci – brzmiał uwodzicielsko, ostro, momentami krzykliwie i agresywnie. I miał tak brzmieć, bo ładne śpiewanie nie zawsze jest prawdziwe.

Ale to już temat na zupełnie inną opowieść…

PS. Bardzo szanuję inicjatywę, jaką był Krakowski Chór Mieszczański, który dał także amatorom możliwość wzięcia udziału w wykonaniu. Zaufanie  opłaciło się – zaangażowany amator bywa dużo lepszy niż znudzony profesjonalista.

fot. Edyta Dufaj

 

Wolfgang Amadeus Mozart
Così fan tutte

Katarzyna Oleś-Blacha – Fiordiligi
Monika Korybalska / Natalia Kawałek – Dorabella
Przemysław Borys – Ferrando
Sebastian Szumski – Guglielmo
Marzena Lubaszka – Despina
Jacek Ozimkowski – Don Alfonso
Piotr Kutnik – dziecko

Jan Tomasz Adamus – dyrygent
Cezary Tomaszewski – reżyseria

Paula Grocholska – scenografia
Małgorzata Chruściel – kostiumy
Aleksander Prowaliński – reżyseria światła
Dariusz Meclik – inspicjent

Iza Perez, Mikołaj Karczewski, Szymon Dobosik – tancerze

capella cracoviensis na historycznych instrumentach

KRAKOWSKI CHÓR MIESZCZAŃSKI
Przygotowanie chóru –Anna Piwowar, Ilona Szczepańska

Korepetytor – Magdalena Żak

fot. Klaudyna Schubert / klaudynaschubert.eu

 

2
Dodaj komentarz

avatar
1 Comment threads
1 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
2 Comment authors
Mateuszewamaria Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
ewamaria
Gość
ewamaria

W punkt. Podpisuję się wszystkimi czterema kończynami:). Wzięłam swoją best friend w ramach prezentu urodzinowego, ale w jej przypadku, no, po prostu, nie przygotowałam jej na możliwe ekstrawagancje reżysera, moja wina, i o ile była zachwycona wersją koncertową sprzed ponad dwóch lat w filharmonii (część obsady ta sama), to teraz wymiękła. Ale czy podziela Pan jej zdanie, że koncepcja żywych posągów w tym Ogrodzie Rozkoszy Ziemskich jest jakby wzięta z Kontraktu Rysownika Greeneway’a? Mnie się osobiście podobała wieloplanowość ujęcia: plan pierwszy – my, widownia. Drugi (przezabawny) – bohaterowie w operze, mniej lub bardziej z przypadku, Trzeci – właściwa akcja ale… Czytaj więcej »

Mateusz
Gość
Mateusz

Dziękuję za miłe słowa 🙂 Świetna ta koncepcja Ogrodu Rozkoszy Ziemskich! Od tego ma się Czytelników, by wzbogacili post factum tekst 😀 Że też sam na to nie wpadłem! „Kontraktu” Greenaway’a nie widziałem, więc odnoszę do to raczej do tryptyku Boscha. I faktycznie – świetne skojarzenie! Zagospodarowanie wcale niełatwej przestrzeni Teatru Łaźni Nowej to też mocna strona spektaklu. Pełna zgoda.