Spóźniony dotarłem na 15. edycję Festiwalu Muzyki Polskiej. Przygodę z FMP zacząłem dopiero od trzeciego wydarzenia – był nim recital rosyjskiego pianisty Konstantina Scherbakova, okrzykniętego współczesnym Rachmaninowem. Czy słusznie?
Oczywiście hasło się doskonale sprzedaje, bo wiadomo, że cymbalistów było wielu, ale Rachmaninowa wszyscy znają i taka szufladka jest fajnym nośnikiem promocyjnym. Sam pianista nie odżegnuje się od porównania – w oficjalnym biogramie na stronie artysty też je znajdziemy.
Wiemy, skąd się wzięło – użyte zostało w 1993 roku, gdy Scherbakov debiutował na festiwalu w Lucernie po tym jak trzy lata wcześniej, podczas XX Festiwalu Muzyki Kameralnej w Asolo, wykonał wszystkie dzieła fortepianowe Rachmaninowa. Ponadto wygrał w 1983 roku Konkurs Rachmaninowa w Moskwie. Zatrzymajmy się przy tym na chwilę.
Konkurs miał podobną formułę do naszego Chopinowskiego – państwowy, dedykowany wyłącznie pianistom i monograficzny (grano tylko Rachmaninowa). Dwie pierwsze edycje odbywały się wyłącznie w ramach republik ZSRR, a w 1993 roku konkurs się umiędzynarodowił. Rachityczna strona internetowa powiada, że w styczniu 2020 odbędzie się kolejna edycja.
Scherbakov, będący cudownym dzieckiem (w wieku 6 lat zagrał publicznie I Koncert fortepianowy Beethovena), wygrał ten konkurs jako dwudziestolatek, zajmując ex aequo pierwsze miejsce z Andreiem Pisarevem, obecnie profesorem Konserwatorium Moskiewskiego. W karierze Scherbakova Rachmaninow stał się tak ważny, jak Chopin w karierze Krystiana Zimmermana czy Rafała Blechacza.
I to słychać – Wariacje na temat Chopina op. 22 Rachmaninowa, bardzo trudne formalnie, technicznie, a przede wszystkim interpretacyjnie Scherbakov zagrał wyśmienicie, panując nad chwilami rozwlekłą, zagmatwaną narracją dwudziestu dwóch opowieści o Preludium c-moll op. 28 nr 20.
Scherbakov jest pianistą tytanicznego formatu – w jego dyskografii mało jest łatwych pozycji, za to wiele wyzwań – potwornie trudne transkrypcje Leopolda Godowskiego, komplet Lisztowskich transkrypcji symfonii Beethovena, seria rosyjskich koncertów fortepianowych, dzieła fortepianowe Respighiego, Szostakowicza – prawie wszystko poukładane wielkimi, konsekwentnie tworzonymi seriami wydawniczymi NAXOSu. To trochę jak z pisaniem powieści. Wiesław Myśliwski powiedział kiedyś, że nie da się dobrej powieści napisać przed czterdziestką. Do takich projektów się dojrzewa.
Scherbakov doskonale rozumie Rachmaninowa i bijące w jego muzyce rosyjskie serce – tę wrażliwość od rozedrganej liryki po brutalność. Zanim to napisałem, włączyłem nagranie II koncertu fortepianowego (NAXOS 2004), które to potwierdza. (Swoją drogą – ależ tam brzmią wiolonczele w I części)
Jednak recital w Sukiennicach miał innego głównego bohatera – Fryderyka Chopina. Stricte chopinowskiej płyty Scherbakov nie nagrał, choć w serii transkrypcji Godowskiego znajduje się krążek z walcami.
Gdy skończył grać Balladę f-moll, miałem ochotę podejść i poprosić, by zagrał to raz jeszcze. Nie podzielam zdania red. Anny Woźniakowskiej, która napisała w swojej recenzji, że grał, jakby zapomniał tekstu. Nie, nie. On wiedział, co robi. Ale ja początkowo nie wiedziałem.
Przecież Scherbakov jest lirykiem. Wie, co znaczy śpiewać – to przecież cecha wyróżniająca wielką rosyjską szkołę pianistyczną Neuhausa i Naumowa, z której się wywodzi. Rozumie miękkość i delikatność, która u Chopina jest tak potrzebna. Z takim lirycznym rozkołysaniem zagrał odcinki nokturnowe, ale quasi-polifoniczne fragmenty, w których niektórzy doszukiwali się tętentu kopyt końskich z ballady Trzech budrysów Mickiewicza, raczej przypominały defiladę na Dzień Zwycięstwa, niż „lot po śnieżystej zamieci”.
Pomyślałem wówczas, że może poszedł całkowicie własną drogą, nie bacząc na chopinowski idiom (czymkolwiek on jest). Tu chodziło o improwizację, spontaniczność i nieoczywiste zestawienia, myślenie tu i teraz, jakby nie wykonywał, ale komponował Balladę. W tym szaleństwie była metoda, choć wzbudził nią niepokój przed Andante spianato i Polonezem Es-dur. Niepotrzebnie.
Szeroko zagrane, soczyste, pełne arpeggia w lewej ręce oraz wokalnie, choć bez przesadnej czułostkowości, prowadzona melodia w prawej przypominały styl, z jakim grał to Emil Gilels. Polonez zagrany był jednak w innym duchu – pozbawiony agresji, patosu, opowiadany bez okrzyków, z techniczną perfekcją. Tego słuchało się z przyjemnością. A komu było mało śpiewności, na bis dostał Nokturn Es-dur, zagrany powolnie i z namaszczeniem, bardzo w duchu Rachmaninowa-pianisty.
I w ten sposób powróciliśmy do pytania z początku – czy Scherbakov jest drugim Rachmaninowem? Nie.
Podobnie jak Lew Knipper nie jest żadnym „radzieckim Mahlerem” i wcale nie uchybia to jego kompozycjom, Scherbakov nie jest współczesnym Rachmaninowem i wcale nie czyni go to mniej atrakcyjnym. Wręcz przeciwnie. Jest sobą – pianistą szalenie wyrazistym i mającym dużo do powiedzenia. Może już czas, by przestać nazywać go współczesnym Rachmaninowem, a zamiast tego rozejrzeć się, kto z młodych pianistów jest drugim Scherbakovem.
PROGRAM
Piotr Czajkowski: Chant élégiaque op. 72
Fryderyk Chopin: Fantazja f-moll op. 49
Siergiej Rachmaninow: Variations on a Theme of Chopin op. 22
Fryderyk Chopin: Andante spianato i Wielki Polonez Es-dur op. 22
Dodaj komentarz