Jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałem na łamach brytyjskiego magazynu „The Critic” wyrazy tęsknoty za „Duetem kwiatowym” z Lakmé Delibesa pojawiającym się w reklamach British Airways. Skąd to się wzięło?
Autor artykułu, Niall Goodich opisuje jubileuszowy festyn w jego rodzinnej wsi. Imprezie, na którą przyszło wiele starszych osób i rodzin z dziećmi, towarzyszyła muzyka pop: „Możecie sobie wyobrazić, jak bardzo byłem zachwycony tym, że moje dzieciaki, pięcio- i siedmioletnie, zostały przy tej okazji zapoznane z hitem Vengaboys Boom, boom, boom, boom”. Tak, to ten z tekstem „I wanna go boom, boom / Let’s spend the night together / Together in my room”.
Nie dziwię się irytacji autora: „Impreza trwała kilka godzin, przez cały ten czas nie przypominam sobie, abym usłyszał cokolwiek z muzyki klasycznej albo chociaż lokalną, tradycyjną angielską melodię”. Goodich zauważa też, że zjawisko jest powszechne i ma rację: „Trudno znaleźć market, sklep czy kawiarnię, która gra co innego niż generyczny pop”.
Tapeta dźwiękowa, którą wykleja się rzeczywistość, staje się coraz bardziej nieznośna. Wszyscy jesteśmy traktowani tym samym śmieciowym dźwiękiem, który nie dość, że narzuca nam prymitywny obraz świata, to jeszcze odbiera chęć do słuchania innych dźwięków. Najczęściej po wizycie w supermarkecie nie mam siły włączać muzyki i potrzebuję wyciszenia, bo głowa pulsuje mi prymitywnym rytmem, który da się wystukać klapą od sedesu.
Naturalnie nie chodzi o to, aby wszędzie instalować muzykę klasyczną – znamy przykład nieznośnie zapętlonego Chopina w Pendolino. Jestem przeciwny instrumentalnemu traktowaniu klasyki, wykorzystywaniu jej w reklamach i spotach wyborczych. Z drugiej strony nie jestem purystą, który słucha jej wyłącznie w smokingu. Skarbiec muzyczny jest przepastny i znajdzie się w nim coś na każdą okazję, w innych niż klasyka gatunkach też.
Funduje nam się pauperyzację, uśrednianie, traktowanie jak idiotów. Patrząc na przykłady festiwalu BBC Proms, obchody Dnia Bastylii, które niedawno opisywałem, na finał sezonu Berlińskiej Filharmonii w Waldbühne mam poczucie, że tęsknota za pięknem jest, nawet jeśli nieuświadomiona. Jeśli zaś piękno pojawi się w publicznej przestrzeni, może przynieść coś dobrego.
Autor tekstu w „The Critic” przywołuje przykład metra londyńskiego. Tam, gdzie pojawiała się muzyka klasyczna, spadała ilość antyspołecznych zachowań i drobnych przestępstw. Dlaczego? Piękno stawia nam wymagania. Jakoś głupio być chamem, gdy w tle słychać Beethovena. Gdy słychać Vengaboys, wręcz przeciwnie – aż chce się parszywie zakląć.
Dodaj komentarz