Pierwszy koncert Szafowy w 2020 roku znów był w typie extreme. Kościół św. Katarzyny często gwarantuje mocne wrażenia, a w styczniu to już w ogóle. Na takie wydarzenie idzie się w trzech parach skarpet, kalesonach, dwóch swetrach i w czymkolwiek ciepłym, co jest w szafie (nomen omen).
Sinfonietta Cracovia najwyraźniej miała problem ze znalezieniem sali (gdzie to Centrum Muzyki?), więc zespół zagrał w świątyni, w której najlepiej sprawdza się muzyka religijna renesansu i baroku. Tymczasem rozpiętość programu to 1777 (Koncert fortepianowy Es-dur Mozarta KV 271) – 1979 (Koncert fortepian i orkiestrę Schnittkego). Efekt? O ile Schnittke potraktowany Katarzynowym wzmacniaczem zyskał na sile, o tyle Mozart stracił. W przepastnej studni dźwięku utonęły koronkowe detale, ozdobniki, przebiegi i kadencje. Tego można było się spodziewać. Mimo to czułem, że największe wrażenie może zrobić Grosse Fuge Beethovena na finał i tak było. Choć polifoniczne płaszczyzny się zatarły i przemieszały, to harmonia i brzmienie dostały mocnego „kopa”. Ale – jak mówi klasyk – nie uprzedzajmy faktów. Najpierw Schnittke.
Prof. Grzegorz Przebinda nazwał go ostatnim wielkim kompozytorem Rosji XX wieku i trzeba przyznać, że, mając na koncie kwartety, concerti grossi, dziewięć symfonii (i jedną niedokończoną) Schnittke jawi się jako twórca osiadły na wielkich, klasycznych fundamentach. Ale to tylko punkt wyjścia. Do jego stylu przylgnęło określenie „postmodernistyczny” za sprawą eklektyzmu i nie dającego słuchaczowi wytchnienia przemieszania porządków. Gdy już trafiamy na melodię osadzoną we względnie bezpiecznym tonalnym świecie, za chwilę następuje reset systemu. Moz-Art à la Haydn to hydra, której każda głowa jest inna – niby coś przypomina, ale do pozostałych nie pasuje: „pantomimiczna muzyka” Mozarta, wyraźny cytat z jego 40. Symfonii, zakończenie oparte na symfonii Pożegnanie Haydna to dobrze znane kontury, co chwila chwiejące się jak płomień świecy targany atonalnymi podmuchami. Dwójka solistów (Maciej Lulek i Aleksandra Honcel-Banek) zagrali precyzyjnie, acz bez poczucia humoru. To nie zarzut – można było do tego podejść żartobliwie, ale można też w sposób stonowany, dokładny, analityczny i z opanowaniem ukazywać „rdzewienie pięknego akordu” – jak sam Schnittke określił swoją stylistykę. Tutaj anything goes – byle konsekwentnie, a to się udało.
Trudno w jego przypadku uniknąć skojarzenia z Szostakowiczem, któremu poświęcił Preludium – muzyczny nagrobek na skrzypce solo i taśmę, wychodzące od D-Es-C-H (i zmierzające ku innemu wielkiemu monogramiście, podpisującemu się B-A-C-H). Muzyczny podpis Szostakowicza znajdziemy również w jego Symfonii kameralnej. To właśnie ona oraz Koncert fortepianowy Schnittkego, wydają się dwoma odmiennymi, ale w treści podobnymi refleksjami muzycznymi o Związku Radzieckim. W obu jawi się on jako system, w którym najwyższym prawem jest to, które sformułował Wasilij Grossman w powieści Wszystko płynie – prawo zachowania przemocy. W Rosji, niezależnie od nazwy panującego reżymu (samodzierżawie, komunizm czy putinizm), zawsze but władzy dusi jednostkę. Boleśnie odczuwalne jest to w Symfonii kameralnej, gdzie pojedynczy ledwo słyszalny dźwięk skrzypiec chłostany jest przez resztę zespołu (w kwartecie to mocny efekt, w transkrypcji na orkiestrę smyczkową zwielokrotniony). W koncercie Schnittkego panuje przytłaczająca atmosfera, a w pamięć zapada bas Albertiego w mrocznym szatańsko-sowieckim wydaniu.
Pierwszy raz miałem okazję na żywo słuchać Sergieja Babajana. To wielka osobowość i pianista w dawnym dobrym stylu – ma w repertuarze żelazną klasykę na ten instrument od Bacha, przez Mozarta, Chopina, Rachmaninowa po Arvo Pärta. Głośno było ostatnio o płycie z transkrypcjami na dwa fortepiany Romea i Julii Prokofiewa (autorstwa samego Babajana), które nagrał dla DG z Marthą Argerich. Ma swój wyrazisty, wypracowany styl, którego filarami są bezsprzeczna wirtuozeria, całkowita kontrola i romantyczny liryzm, czyli połączenie, które doskonale sprawdza się przy Beethovenie. No i jak na złość nie mogę się doszukać jego wykonań tego kompozytora. Nie będę drążył i szukał głębiej – po prostu pojadę sobie do Ostrawy 21 maja, gdzie Babajan zagra IV Koncert fortepianowy Beethovena z jedną z moich ulubionych orkiestr, czyli Janaczkową Filharmonią (Janáčkova Filharmonie Ostrava – JFO). Gratka dla melomanów, tym bardziej, że w programie znajdzie się jeszcze Symfonia Fantastyczna Berlioza, a wszystko pod batutą Łukasza Borowicza. (Więcej informacji TUTAJ)
Josh Wright, pianista, wykładowca i zarazem czołowy YouTubowy profesor od fortepianu, wskazuje na cechy, które wyróżniają jego mistrza Sergeja Babajana: śpiewność osiągana przez cichutkie nucenie melodii podczas gry, przechylanie głowy na jedną stronę w momentach lirycznych, nokturnowych, wchodzenie w specyficzny trans, zawieszenie w wewnętrznym świecie podczas gry.
Nienasycenie Beethovenem długo nie potrwało, bo na finał koncertu w Katarzynie zabrzmiała Grosse Fuge, legendarne dzieło, przez krytykę czasów Beethovena określone mianem muzycznej wieży Babel. A kto to ostatnio twierdził, że wieża Babel była w istocie jednym z najcenniejszych darów, a nie przekleństwem, jakie ludzie otrzymali od Boga?
Grosse fuge poprowadził Rafael Payare. Parafrazując zabawne sformułowanie, na które trafiłem w pewnej recenzji, można powiedzieć, że jest dyrygentem „czującym” (określenie, że XYZ jest „pianistą grającym”). Widać w nim południowy temperament i potrzebę zachwycania wykonywanym repertuarem. Blisko mu jest do muzyki XIX wieku – świetnie opowiada o Mahlerze, współpracował z tymi, którzy swoimi nazwiskami firmowali ważne wykonania dzieł tej epoki – Claudiem Abbado czy Gustavo Dudamelem. Payare natchnął muzyków Sinfonietty do zagrania Grosse fuge jak należy – agresywnie, selektywnie, w dziarskim tempie i – co bardzo ważne – z uwzględnieniem nielitościwie długiego pogłosu świątyni. Zawsze pozwalał muzyce wybrzmieć, choćby trzeba było jej dać dużo więcej czasu niż w sali koncertowej. Dyrygent często oddziałuje nie tylko swoją wiedzą, doświadczeniem i osiągnięciami, ale – może przede wszystkim – osobowością. Payare bez wątpienia jest inspirujący.
Zatem w lodowej studni symbolicznie rozpoczęliśmy rok 250-lecia urodzin Beethovena. Sinfonietta stworzyła interesujący kontekst – zderzenie klasyka, który przekraczał sztywne ramy swojej epoki i współczesnego twórcy rozstrajającego nasze uszy nadmiernie do klasyki przyzwyczajone. Czekam z niecierpliwością na dalsze propozycje zespołu i ze sportową ciekawością będę obserwował (a Wam relacjonował) skoki przez coraz wyżej zawieszaną poprzeczkę.
Program:
Alfred Schnittke — Moz-Art à la Haydn*
Alfred Schnittke — Koncert na fortepian i orkiestrę smyczkową
Wolfgang Amadeus Mozart — Koncert fortepianowy nr 9 Es-dur KV 271
Ludwig van Beethoven — Grosse Fuge na orkiestrę smyczkową B-dur op. 133, opr. F. Weingartner
Wykonawcy:
Sergei Babayan — fortepian
Rafael Payare — dyrygent
Sinfonietta Cracovia
*partie solowe: Maciej Lulek, Aleksandra Honcel-Banek
Uwielbiam tą muzykę, pozdrawiam serdecznie!
Kawał dobrej roboty!