Trzy kolory Sjarona Minailo – Opera Rara 2019

Opera Rara jest festiwalem eksperymentów. Nie należy więc chodzić na spektakle z założeniem, że obejrzymy nowe kanoniczne wersje dzieł. Oczywiście gorąco twórcom życzę, by zaprezentowali coś, co wejdzie do kanonu, ale nie zawsze tak musi być – powiem więcej, czasem przerost ambicji może być szkodliwy. Na tę chorobę na szczęście nie zapadł Sjaron Minailo, reżyser Hipolita i Arycji Jean-Philippe’a Rameau, opery, która zainaugurowała tegoroczną edycję festiwalu.

Podczas konferencji prasowej izraelski reżyser podkreślał trzy aspekty dzieła. Pierwszym był rytuał, drugim głębia psychologiczna postaci, a trzecim dostosowywanie swojej wizji do tego, co śpiewak robi z rolą na próbach. Nic dziwnego, że na konferencji siedziała obok reżysera Michaela Selinger, śpiewająca partię Fedry. To jej gwiazda dzień później miała najjaśniej rozbłysnąć w sali teatralnej Centrum Kongresowego ICE Kraków.

Opera Hipolit i Arycja nie jest ani o Hipolicie ani o Arycji, podobnie jak Hippolytus Eurypidesa nie jest o Hipolicie. To Seneka Młodszy oraz Racine przydali rzeczy właściwą miarę i nazwali swoje dzieła Fedra.

Czego by nie robić, zawsze chodzi o nią, bo mit ukazuje fascynującą figurę władczej, dumnej kobiety, pełnej sprzeczności, kierującą się potężną namiętnością, drastycznie wykraczającą poza moralne normy. Nie dość, że próbuje zdobyć Hipolita, swojego pasierba, oferując mu tron (a przy okazji odbić go Arycji), to jeszcze chcąc uniknąć hańby, zwala całą winę na chłopaka przed swoim mężem Tezeuszem. Łakomy kąsek dla krytyki feministycznej.

Fedra (1880) Alexandra Cabanela

Minailo spojrzał na Fedrę współcześnie, czyli z zaciekawieniem i pewnością, że to ona powinna być na piedestale. Wyrzucił prolog dzieła, który przedstawia konflikt jako igraszkę bogów, Amora, Diany i Jowisza, a zamiast tego zaproponował widzom lekturę Portretu kobiecego Wisławy Szymborskiej:

Musi być do wyboru,
Zmieniać się, żeby tylko nic się nie zmieniło.
To łatwe, niemożliwe, trudne, warte próby.
Oczy ma, jeśli trzeba, raz modre, raz szare,
Czarne, wesołe, bez powodu pełne łez
Śpi z nim jak pierwsza z brzegu, jedyna na świecie.
Urodzi mu czworo dzieci, żadnych dzieci, jedno.
Naiwna, ale najlepiej doradzi.
Słaba, ale udźwignie.
Nie ma głowy na karku, to będzie ją miała.
Czyta Jaspersa i pisma kobiece.
Nie wie po co ta śrubka i zbuduje most.
Młoda, jak zwykle młoda, ciągle jeszcze młoda.
Trzyma w rękach wróbelka ze złamanym skrzydłem,
własne pieniądze na podróż daleką i długą,
tasak do mięsa, kompres i kieliszek czystej.
Dokąd tak biegnie, czy nie jest zmęczona.
Ależ nie, tylko trochę, bardzo, nic nie szkodzi.
Albo go kocha albo się uparła.
Na dobre, na niedobre i na litość boską. 

Ten wiersz opowiada właśnie o sprzecznościach kobiecej natury i o namiętności. W taki sposób rozumiała też Fedrę Michaela Selinger i dobrze się stało, ze Minailo pozwolił jej na zagranie swojej roli tak, jak śpiewaczka ją zrozumiała. Zaufanie się opłaciło. Selinger zarówno głosem, jak i naturalnym ruchem scenicznym zbudowała świetną dramaturgię. Jej krzyknięcia, zawołania, gwałtowne gesty, a nade wszystko potężny, technicznie bardzo sprawny mezzosopran złożyły się na bardzo solidne, sugestywne wykonanie. Fedra zawładnęła sceną.

Świat, który Minailo zbudował był raczej minimalistyczny. Wokół sceny rozsypano pas z kory drzewnej koloru czerwonego, trzy świecące na biało belki obramowywały scenę, tworząc różne układy, a w tle pojawiała się biała ściana z cegieł. Kolory zostały potraktowane symbolicznie – Fedra oraz Enona, jej służąca (piastunka w innych wersjach mitu) są ubrane na czerwono, bogowie Diana, Posejdon i Pluton oraz chór na biało (stąd białe światło belek, przypominające o fatum unoszącym się nad bohaterami), zaś Hipolit, Arycja i Chłopiec na niebiesko. Zapewne to przypadek, ale trzy kolory złożyły się na francuskie barwy narodowe…

fot. Klaudyna Schubert // klaudynaschubert.eu

 

Skojarzenia są oczywiste – czerwień to namiętność i władza, biel to ponadczasowość i fatum, błękit to szlachetność (a może woda, w której toń rzuca się Hipolit w IV akcie?).

Zdarzały się w spektaklu jeszcze subtelniejsze smaczki, jak dowcipne przedstawienie mąk piekielnych Tezeusza (bardzo mocny bas Jerzego Butryna), czyli dmuchania mu dymem papierosowym w twarz. Trochę te papierosy zgrzytały, bo to jednak rekwizyt zbyt konkretny w silnie zmetaforyzowanym świecie, ale przynajmniej konsekwentnie użyty. Gdy Pluton (pięknie piwniczny baryton Łukasza Klimczaka) zapowiada Tezeuszowi, że męki dopadną go również poza Hadesem, później na scenę cały chór wkracza z papierosami.

fot. Edyta Dufaj

Humor to coś, na co Minailo narobił mi sporego apetytu papierosową sceną. Ironia, dystans wydawałyby się ciekawym podejściem do barokowej opery. Właśnie Tezeusza można było tą ironią ograć. Dlaczego bowiem wielki bohater zszedł do Hadesu? Hm?

Otóż dlatego, że ze swoim kumplem Pejritoosem wpadł na pomysł, że porwą najbardziej niedostępne dziewczyny w mitologicznym świecie – córki Zeusa. Tezeusz miał zdobyć Korę, a Pejritoos Persefonę. Oj, nie był władca Trojzenu taki święty! A gdyby ten wątek pojawił się w operze Rameau, to wyobrażacie sobie, jaki dopiero byłby skandal na premierze w 1733 roku?

Jak wiadomo komedia jest trudniejsza niż tragedia. O wiele łatwiej się potknąć i popaść w żenadę. Może dobrze, że dawka humoru została ograniczona do minimum.

Last but not least – to była francuska opera barokowa w niełatwej inscenizacji, w której na widza czyhało sporo interpretacyjnych pułapek. Całość trwała dwie i pół godziny, a tymczasem nudy zero. Dla porównania – pamiętam, jak dzielnie walczyłem z zamykającymi się oczami w ubiegłym roku na Orfeuszu Charpentiera… Muzyka Rameau brzmi bardzo nowocześnie, pełna jest sugestywnych burzliwych efektów, szczególnie w akcie II (Hades) oraz IV (burza morska). Znakomicie zagrała to Orkiestra Festiwalowa z Markiem Toporowskim na czele, jednym z najlepszych krakowskich klawesynistów i specjalistów od muzyki dawnej. Fenomenalnie wyczuwał czas, pauzy między kolejnymi ogniwami i potrafił wydobyć atrakcyjność pomysłowego jak na XVIII-wieczne warunki języka muzycznego Rameau. To właśnie nieznany, nowy język muzyczny usłyszał Christoph Willibald Gluck w dziełach Rameau. Niecałe 30 lat po premierze Hipolita i Arycji skomponował Orfeusza i Eurydykę, utwór, po którym w dziejach opery nic nie było już takie samo.

 

Jean-Philippe Rameau
HIPPOLYTE ET ARICIE

Sjaron Minailo – reżyseria, scenografia
Marek Toporowski – dyrygent

Eryk Makohon – choreografia
Paweł Łyskawa – asystent choreografa
Maarten Warmerdam – światło
Szymon Komarnicki – asystent reżysera
MAJERNIK Bartek Kamiński – fryzury
Artystyczna Alternatywa Szkoła wizażu i stylizacji – makijaż

Hippolyte – Eamon Mulhall/Nathan Vale
Nika Gorič – Aricie
Michaela Selinger – Phedre
Sylwia Olszyńska – Diane
Joanna Radziszewska-Sojka – Oenone
Jerzy Butryn – Theseus
Maciej Drużkowski – Arcas
Aleksander Kunach – Tisiphone
Guillaume Delpech Figiel – Mercure
Łukasz Klimczak – Pluton
Piotr Kwinta – Neptun
Michał Czerniawski, Piotr Windak, Przemysław Bałka – Parki
Michalina Bienkiewicz – Chasseresse
Agnieszka Latała – taniec
Franciszek Cygan – chłopiec
Anna Zawisza – Le Grande Pretresse

Orkiestra Festiwalowa Kraków na historycznych instrumentach
Chór Capelli Cracoviensis

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o