Actus Humanus Nativitas 2018 #3. Muzyka polska, żywioły i nietypowe instrumenty

Trzeci dzień Actus Humanus przyniósł kilka niespodzianek: pierwszy raz podczas festiwalu zabrzmiała muzyka polska, spotkały się dwa różne jak woda i ogień (w tej kolejności) muzyczne żywioły oraz zabrzmiały niemal same nietypowe instrumenty.

W wykonawstwie historycznym często zdarza się, że artysta jest wybitnym badaczem granej przez siebie muzyki, poszukiwaczem jej zaginionych źródeł, a czasem nawet konstruktorem instrumentów, jak przykładowo holenderski klarnecista Erich Hoeprich. Marcin Szelest jest organistą kościoła św. Krzyża w Krakowie, profesorem AMuz i badaczem muzyki organowej, a także dyrektorem Starosądeckiego Festiwalu Muzyki Dawnej. Ma także swój zespół – Harmonia Sacra. Spodziewałem się po jego recitalu raczej przeżycia intelektualnego i cieszyłem się, że usłyszę na żywo tabulatury organowe z przełomu XVI i XVII wieku, które jak dotąd znałem raczej z egzaminów na muzykologii niż z doświadczenia koncertowego.

 

Marcin Szelest gra polskie tabulatury organowe w Ratuszu Głównego Miasta

Ale festiwal lubi lubi zaskakiwać – okazało się, że muzyka z tabulatur wprowadziła publiczność (mnie tak samo) w jakiś trans – nikt nie klaskał, nawet po całych blokach utworów, aż do chwili, gdy Szelest przerwał, by się przywitać. Trochę przypominało to przesłuchania w Konkursie Chopinowskim, ale jednocześnie świadczyło o nieodpartej sile harmonii modalnej oraz kunszcie artysty, który potrafi całkowicie skierować uwagę słuchaczy na muzykę, a nie na siebie. I jakby na potwierdzenie tego, Szelest żartobliwie wskazał przy oklaskach końcowych na instrument, podobnie jak zwyczajowo dyrygent wskazuje na orkiestrę.

 

Czterogłosowy pozytyw holenderskiej firmy Klop z 2013 roku

Czterogłosowy pozytyw, który organista przywiózł aż z Krakowa, jest dziełem holenderskiej pracowni rodzinnej Klop, tworzącej także klawesyny i szpinety. Już przed recitalem wzbudził duże zainteresowanie. Napis nad manuałem głosi, że instrument zbudował syn założyciela firmy, Henk Klop. W większości drewniane piszczałki dawały ciepłe, przyjemne brzmienie, a pośród czterech głosów wyróżniał się jeden – Regal, który jest imitacją brzmienia regału, czyli miniaturowych przenośnych organów, często towarzyszących muzyce tanecznej na renesansowych dworach. I właśnie tak był zastosowany – przy anonimowych tańcach z Tabulatury braniewsko-oliwskiej.

A oto brzmienie głosu organowego Regal 8’.

 

Wieczorny koncert w Kościele św. Jakuba dyrektor festiwalu Filip Berkowicz zapowiadał w Radiowej Dwójce jako „dziwny”. Trudno się nie zgodzić, jeśli spojrzeć na taki tekst:

Gang uz, nesso mid niun nessinchilinon, [Fat unseer, thu pist in himile…] uz fonna marge in deo adra, vonna den adrun in daz fel fona demo velle in diz tulli. Gang uz, nesso, mid niun nessinchilinon.

 

Wypełznij robaku z dziewięcioma innymi robakami, [Ojcze nasz, który jesteś w niebie…] ze szpiku do żył, z żył do ciała, z ciała do skóry, ze skóry do podeszwy. Wypełznij robaku z dziewięcioma innymi robakami. (tłum. Łukasz Barański)

Niepokojące? A tymczasem to po prostu rodzaj zaklęcia, w którym Ojcze nasz przeplata się ze słowami, mającymi odgonić jakiś rodzaj choroby, lub pasożyta. Styk dwóch światów – pogańskiego (zaklinanie) i chrześcijańskiego (modlitwa) okazał się przestrzenią ognistych, rytualnych i często pierwotnych emocji.

 

Benjamin Bagby, Hanna Marti i Norbert Rodenkirchen

W tej przestrzeni poruszali się Benjamin Bagby, aktor, śpiewak, harfista i Sequentia Ensemble for Medieval Music, który tworzą Hanna Marti, śpiewająca niebywale pięknym białym głosem, i Norbert Rodenkirchen, specjalizujący się w grze na dawnych fletach, ale także improwizator i kompozytor. Rodenkirchen ze swoim zespołem Candens Lilium wykonywał w tym roku pieśni ze zbioru Carmina Burana. Mówię o tym dlatego, że było to jedno z niewielu skojarzeń, jakie mi się nasunęło, gdy spojrzałem na program, szczególnie na część drugą poświęconą bogini losu Fortunie. Pozostałe części dotykały tematyki mitologicznej (nie zawsze grecko-łacińskiej): Odyn i Chrystus, Kleopatra i Dydona, Orfeusz oraz Herkules.

Bagby jest muzykiem nieszablonowym. Nie sposób ocenić jego gry, wykonania, kunsztu. Tego się nie da z niczym porównać, a tworzona muzyka (w większości improwizowana lub rekonstruowana z ubogich zapisów neumatycznych) jest jakością samą w sobie i zarazem żywym wehikułem czasu, w który albo wsiądziemy i damy się zabrać w (pozornie) „ciemne wieki”, albo nie. Bagby śpiewał i recytował swoim barytonowym głosem i opowiadał tak, że słuchałbym z zaciekawieniem nawet, gdyby czytał rozkład jazdy autobusów. Fakt, że z Hanną Marti robili to w wymarłych językach dodatkowo pokazuje, z jakiego formatu artystami mieliśmy do czynienia.

Mówiłem o nietypowych instrumentach – Bagby akompaniuje sobie na sześciostrunnej harfie, wykonanej z drewna dębowego, będącej rekonstrukcją instrumentu z VII wieku, należącego do jednego z przywódców plemienia germańskiego Alemanów. Zaledwie 6 tonów tworzy rodzaj siatki dźwiękowej, którą Bagby wypełnia słowem, retoryką, śpiewem, zgodnie z zasadami metryki i prozodii języka. Klimat niesamowity.

I jeszcze jedno skojarzenie na koniec – gdy Rodenkirchen sięgnął po mały kościany flet o ostrym, przenikliwym brzmieniu, pojąłem z jakich inspiracji mogła powstać Głowa Meduzy Witolda Szalonka, której wykonaniem Dominik Strycharski zainaugurował tegoroczny festiwal Sacrum Profanum.

Ach, to się rozpisałem. Ale było o czym.

Kościół św. Jakuba przy ul. Łagiewniki w Gdańsku

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o