Actus Humanus Nativitas 2018 #4. ¡Olá, Pastores, Olá!

Wyobrażacie sobie Oratorium na Boże Narodzenie Bacha z piosenką o butach? Byłoby to co najmniej dziwne. Ale wystarczy przekroczyć krąg kulturowy i z XVIII-wiecznego Lipska pojechać na zachód i trochę na południe, aby powagę i majestat zamienić na namiętność i fiestę. W taką podróż wyprawiliśmy się w czwartym dniu Actus Humanus z Andrew Lawrence-Kingiem, jego zespołem The Harp Consort i solistami. Wybraliśmy się niemal dosłownie, bo niewiele ponad godzinę wcześniej w kościele św. Katarzyny zabrzmiała muzyka rówieśnika (prawie) Bacha, Silviusa Leopolda Weissa, w zaskakującej aranżacji – z lutni na carillon, w fenomenalnym wykonaniu Anny Kasprzyckiej, jednej z dwóch profesjonalnych carillonistek w Polsce.

 

Anna Kasprzycka gra utwory Silviusa Leopolda Weissa we własnym opracowaniu na carillon. Kościół św. Katarzyny w Gdańsku

Lawrence-King przywiózł na festiwal pierwsze zachowane hiszpańskie oratorium o Bożym Narodzeniu i cudowne villancicos – popularne, melodyjne utwory o lokalnym charakterze, które uatrakcyjniały bożonarodzeniową liturgię.

Oratorio sacro al Nacimiento… Pedro Martineza de Orgambide ma mnóstwo smaczków i jest bardzo oryginalne, co zawsze zaskakuje w przypadku dzieł spod znaku „pierwsze zachowane”. Podobnie jest z Rappresentatione di Anima, et di Corpo Cavalieriego, uważanym za pierwsze oratorium – zawsze zastanawiała mnie jego głęboka literackość i to jak nowocześnie brzmi, mimo, że powstało około 1600 roku. Orgambide swoje oratorium napisał prawdopodobnie kilkanaście lat później. Ewangeliczny przekaz św. Łukasza został w nim ubarwiony – pastores toczą ze sobą spore dialogi, Józef posyła ich w świat, by głosili narodzenie Zbawiciela, a sam deklaruje, że obroni Dzieciątko nawet za cenę życia. Przed kim? Przed diabłem, który również pojawia się w stajence! Scena Bożego Narodzenia ukazana została jako metafora walki dobra ze złem, w którym zło musi na końcu powiedzieć o nowo narodzonym Zbawicielu:

Ja w imieniu piekła, jego potworności z lęku przed upadkiem kłaniam mu się w złości.

Andrew Lawrence-King, dyrygent, mistrz harfy i wieloletni solista Hesperion XXI Jordiego Savalla, tchnął ogień i życie w hiszpańskie oratorium. Wspaniale pod jego palcami brzmiał także psalterion. Z kolei Ricardo Padilla wyczyniał cuda na licznych instrumentach perkusyjnych, wykorzystując nawet harfę Lawrence-Kinga, podczas gdy ten na niej grał. Zupełnie inaczej niż u Telemanna brzmiała viola da gamba, na której dzielnie poczynał sobie Lorenz Duftschmid. Piszę „dzielnie”, bo chyba na początku pękła jedna ze strun, czym austriacki muzyk niespecjalnie się przejął, podobnie jak Paganini w powieści Winogradowa.

Fenomenalnie naturalnymi głosami operowali soliści, z których na wyróżnienie na pewno zasługuje Nicole Jordan (sopran – Anioł), śpiewaczka sama określająca się jako anty-diwa o szerokich muzycznych horyzontach od klasyki przez folk aż do popu. Rewelacyjny był także David Sagastume (kontratenor – pasterz I), który jest nie tylko śpiewakiem, ale i gambistą. Wspominam o nim, bo on naprawdę śpiewa głosem kontratenora – warto pamiętać, że choć tym mianem zwyczajowo określamy takich śpiewaków jak Philippe Jaroussky czy Andreas Scholl, robimy to nie do końca poprawnie, są oni bowiem falsecistami – nie śpiewają w najwyższym dostępnym tenorowi rejestrze (kontra-tenor), ale w skali sopranu, na co wiele razy zwracał uwagę Piotr Kamiński.

 

Andrew Lawrence-King, The Harp Consort i soliści w Dworze Artusa w Gdańsku

Mam wrażenie, że polska publiczność kocha to dawne muzyczne dziedzictwo południa Europy. Może mamy za mało słońca? A może ta muzyka jest tak jasna, ciepła, pełna uczuć, że umiejętnie trąca jakieś romantyczne struny polskiej duszy? Tylko raz widziałem w Filharmonii Krakowskiej spontaniczne i natychmiastowe standing ovation – kiedy w tym roku wystąpił Fahmi Alqhai i jego Accademia del Piacere. Później kupiłem ich płytę Rediscovering Spain i przesłuchałem ją niezliczoną ilość razy, podobnie jak Folías de España czy España Antigua Jordiego Savalla. Wczorajszy koncert w Dworze Artusa to jak na razie mój number one tegorocznego Actus Humanus Nativitas.

PS. A ta piosenka o butach, o której pisałem na początku, wcale nie jest tak banalna, jakby się mogło zdawać. To piękna folia o troskach – “burzliwych i sekretnych”, które symbolizuje czarny kolor obuwia. Łapcie:

https://soundcloud.com/lacompania1600/nao-tragais-borzeguis-pretos

 

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o