Po raz pierwszy połączone siły Chóru Polskiego Radia i {oh!} Orkiestry Historycznej spotkały się podczas jednego koncertu, by wykonać – przyznam bez bicia – nieznane mi wcześniej Sonety krymskie Stanisława Moniuszki. Co z tego wyszło?
„Sonety” Mickiewicza najlepiej oznaczył Mostowski jednym słowem: paskudztwo. Nie wiem, co tam mogłeś wynaleźć dobrego, wszystko bezecne, podłe, brudne, ciemne; wszystko może krymskie, tureckie, tatarskie, ale nie polskie.
(List Kajetana Koźmiana do Franciszka Morawskiego z marca 1827 r.)
Kajetan Koźmian, autor słynnych Ód napoleońskich nie lubił Mickiewicza. Zacytowany fragment pochodzi z jednego z wielu jego listów do Franciszka Morawskiego, poety i żołnierza, który w przeciwieństwie do Koźmiana poparł powstanie listopadowe. Trudno się dziwić tej dość zabawnej linii krytyki (zarzuca Mickiewiczowi, że opisując Krym, nie mówi o Polsce). Koźmian był „najbardziej klasycznym z klasyków”, konserwatystą z krwi i kości. Mickiewiczowskie zabawy z uświęconą formą sonetu nie mogły mu się podobać. O ironio, to właśnie jego śmierć w 1856 roku, a nie Mickiewicza niecały rok wcześniej, wywołała w ówczesnej prasie poruszenie i zawołania o końcu romantyzmu. Oczywiście romantyzm nie skończył się ani w literaturze, ani w muzyce. Nie ukazały się jeszcze późne dzieła Cypriana Kamila Norwida, dopiero zaczynała rozkwitać twórczość Henryka Wieniawskiego. Stanisław Moniuszko w tym okresie pisał Widma (niedawno na powrót odkryte), inspirowane drugą częścią Dziadów.
Gdy wybuchło powstanie styczniowe, Moniuszko pracował nad Strasznym dworem, w którym nie brakuje nawiązań do Pana Tadeusza. Konsekwencje upadku powstania nie zmieniły romantycznego sposobu myślenia kompozytora o realizacji niepodległościowej idei. W 1865 roku, w drugą rocznicę wybuchu powstania, odbyło się prawykonanie jego Widm – wywołał więc ducha wieszcza, by ten zawisł nad narodową mogiłą. Parę lat później krytycy powstania mieli palcem wskazać pokolenie wychowane na romantycznej poezji i oskarżyć je o bezrozumną daninę krwi. Franciszek Krupiński pisał w 1876 roku:
Romantycy (…), drażniąc nieustannie uczuciową stronę społeczeństwa i tak już skłonnego do łez gorących, uczynili je niezdatnym do mierzenia na chłodno rozwijających się dziejowych zdarzeń. Zdarzenia te sądzono kodeksem romantycznym: miano serce i patrzano w serce, i tak się zapatrzono, że niespodzianie okazała się przepaść, wobec której najgorętsza fantazja musiała doznać śmiertelnych dreszczów i zimnym oblać się potem.
Moniuszko, zabierając się do umuzycznienia Sonetów krymskich, dzieła na pozór niemającego wiele wspólnego z patriotycznym wątkiem twórczości Mickiewicza, stanął w jednym szeregu z romantykami, których Krupiński oskarżyłby o współodpowiedzialność w zaprowadzaniu narodu na skraj przepaści. Był Moniuszko z Mickiewiczem w jednej drużynie.
Tak więc zdziwiło mnie, że gdy w krótkiej pokoncertowej wrzutce na FB napisałem „Moniuszko jednak Mickiewicza nie kochał”, nikt nie zareagował. Spodziewałem się zażartej dyskusji: „jak to? A siedemnaście pieśni do liryków Mickiewicza? A właśnie Widma, Straszny Dwór? A wreszcie Sonety, napisane tak późno, w 1867 roku – czterdzieści jeden lat po ich opublikowaniu. Czy to nie wystarczający dowód zamiłowania Moniuszki do poezji Mickiewicza?”.
Witold Rudziński pisze w swojej nieco przestarzałej monografii twórcy Sonetów (nowej w roku 200-lecia się nie doczekaliśmy na razie): Mickiewicz był ulubionym poetą Moniuszki (…) Nikt nie potrafił tak wszechstronnie przejąć się duchem tej poezji.
A jednak uważam, że w przypadku Sonetów stało się coś dziwnego. Moniuszko był dobrym melodystą i musiał słyszeć „muzykę” uwodzicielskiej poezji Mickiewicza. Przeczytajcie sobie na głos choćby drugą strofę Bakczysaraju:
Skróś okien różnofarbnych powoju roślina,
Wdzierając się na głuche ściany i sklepienia,
Zajmuje dzieło ludzi w imię przyrodzenia
I pisze Balsazara głoskami „RUINA”.
Dlaczego Moniuszko dopatrzył się tutaj marsza? Jest on zupełnie w poprzek romantycznego obrazu orientalnych ruin, które są zderzeniem kultury i natury. Być może w ruinach Bakczysaraju chciał widzieć zrujnowaną Polskę, a w marszowym kroku przypomnieć o styczniowej ofierze. Czy nie oznaczałoby to jednak instrumentalnego potraktowania poezji, której „duchem tak się przejął”. Swoją drogą przezabawne są jego próby orientalizowania, które i tak na końcu owocują czymś pomiędzy litanią ostrobramską a kresową dumką.
W wielu momentach tych Sonetów muzyka robi tekstowi na przekór, akcenty ustawione są zupełnie inaczej niż w mickiewiczowskim trzynastozgłoskowcu, co często sprawia, że słowo jest po prostu niezrozumiałe.
Co więcej, zadziwia dobór Sonetów. Moniuszko ułożył z nich rodzaj kantaty, którą otwiera krótka intrada oraz tonąca w zadumie Cisza morska. Kolejna jest Żegluga, instrumentalna Pieśń młodzieńca oraz pełna ilustracyjnych efektów Burza morska (niezbyt głęboko muzycznie odczytana), na której kończy się wątek morski. Ruina, Noc, Hymn mają raczej powolny, nostalgiczny charakter, wyróżnia się natomiast tenorowa pieśń Pielgrzyma i Ajudah, który pozostawia słuchacza z pytaniem „co..? To już koniec?”. Brakuje w tej opowieści jakiegoś dramaturgicznego spięcia, momentu kulminacji, wzrostu emocji, a wreszcie – jak przystało na inne Moniuszkowskie dzieła – końcowego rozmachu. Na finał dostajemy raczej średnik zamiast kropki.
Wykonanie Sonetów miało swój ciekawy kontekst – po raz pierwszy Radiówka spotkała się z {oh!} Orkiestrą Historyczną. Chemia między nimi jest niewątpliwa, choć to zespoły o odmiennych cechach charakteru. {oh-y!} to specjaliści w zakresie muzyki dawnej, zaś Chór Polskiego Radia jest wszechstronny i idzie na zwarcie z tendencją specjalizacji. Śpiewają różnorodny repertuar – podczas swojego jubileuszowego koncertu zaczęli od Melodii na Psałterz polski Mikołaja Gomółki, a skończyli na Krzysztofie Pendereckim. Wypada może dodać, że są drużyną szybkiego reagowania – na tegorocznych Misteriach Paschaliach w ostatniej chwili zastąpili Cracow Singers na koncercie z Rinaldo Alessandrinim.
Radiówka dbała o to, by podawać tekst bardzo wyraźnie (co nie zawsze rekompensowało niedostatki jego kiepskiego muzycznego opracowania), by niuansować barwę i od czasu do czasu pokazać pazury, choć wielu okazji po temu nie miała. Aleksander Kunach, dysponujący lekkim głosem, dość wszechstronnym, choć mam wrażenie, że lepiej pasującym do Mozarta niż do Moniuszki, przyjął bezpieczną, mieszczącą się w moniuszkowskim idiomie ścieżkę interpretacji. Nie pokazał niczego nowego (poza samym mało znanym utworem), ale i niczego nie popsuł. Biorąc pod uwagę, że dzień po koncercie zespoły dokonywały nagrania Sonetów, zrozumiały był wybór śpiewaka o głosie nienachalnym, pasującym lekkością i sprawnością do historycznego brzmienia {oh-ów!}.
Na koniec zostawiam najlepsze.
Gdybym miał wskazać mój ulubiony utwór Czajkowskiego, Chopina albo Mahlera, myślałbym długo i pewnie nie umiałbym się na jeden zdecydować. Z Moniuszką mam inaczej – bez chwili wahania powiem – Bajka!
Może jest tak dlatego, że ta uwertura fantastyczna, będąca kamieniem milowym na drodze do polskiego poematu symfonicznego, jest tak mało „strasznodworowa”, choć oczywiście pozostaje silnie operowa. Nie ma w niej tych dumek, rzewnych łkań, stepów, mazurów, piosnek gminu, kontuszów i polonezów. Że jest pełną gębą europejską kompozycją, którą zachwycić mógł się zarówno Paryż,Warszawa czy Petersburg. Jedno z licznych nagrań Bajki, które można uznać już za klasyczne, zostało dokonane przez WOSPR w 1989 roku pod batutą Antoniego Wita. Wspominam o tym dlatego, że gra Orkiestry Historycznej, poprowadzonej przez Dirka Vermuelena była dokładnym tego wykonania przeciwieństwem. Tam gdzie Wit prowadzi orkiestrę szerokim gestem, gdzie rozwibrowane smyki unoszą nas w krainę patosu Czajkowskiego, Vermuelen ucina – krócej, szybciej, dosadniej. Wyciąga spod ciężkiej symfonicznej kołdry zgrabne sola drewna, selektywnie podchodzi do barwy i rozwarstwia ją, nie szuka stopliwości, fascynuje się dywersyfikacją. A nade wszystko gna do przodu w zapamiętaniu i hipnotycznym galopie. Wspaniała, bohaterska kumulacja, która następuje w połowie dzieła miała w sobie zawadiackość i zadzierzystość. Aż się tupnąć chciało!
Mam nadzieję, że nagranie wyszło tak dobrze jak wykonanie w NCK. Dla takiej Bajki płytę trzeba będzie zakupić.
PS. Zrobiliście mi krzywdę, {oh-y!} – już nie będzie mi się podobała Bajka wystrzeliwana z symfonicznej kolubryny. A tymczasem do końca jubileuszu jeszcze cztery miesiące i ciężkich, bombastycznych Bajek przyjdzie mi słuchać nie raz. Ech.
Program
Stanisław Moniuszko – Bajka, Sonety krymskie
Aleksander Kunach – tenor
Chór Polskiego Radia
Maria Piotrowska-Bogalecka – kierownictwo artystyczne
{oh!} Orkiestra Historyczna
Dirk Vermuelen
Słuchałam dzisiaj na koncercie „Sonetów krymskich” w wykonaniu orkiestry i chóru Akademii Muzycznej w Krakowie. Czy płyta, o której Pan wspomina jest już gdzieś dostępna?
Dzień dobry 🙂 Z tego co mi wiadomo, jeszcze nie. Dzień po koncercie, który recenzowałem, odbywały się nagrania. Warto śledzić profile zespołów, na pewno o tym poinformują.