O organach w Krzeszowie

Pierwsze, na co zwracam uwagę, gdy wchodzę do kościoła, to organy. Organy często mówią wiele o tym, czym świątynia miała być.

Instrument zbudowany przez Michaela Englera w Bazylice w Krzeszowie w latach 1732-1737 stanowił ostateczny dowód potęgi katolicyzmu na tych ziemiach. Był politycznym ukoronowaniem tryumfu kościoła rzymskiego nad protestantami. Cała ta barokowa świątynia jest metaforą świata jako teatru, w którym ciągłość zwycięża nad zmianą. Oczywiście dla podkreślenia zwycięstwa tradycji zbudowano instrument, który był jednym z najbardziej innowacyjnych w Europie. Ot, dobrze znany paradoks.

Dzisiaj krzeszowskie organy zachwycają nie dlatego, że są nowoczesne, ale dlatego, że przetrwały – nie strawił ich pożar, nie zostały rozkradzione podczas wojny, nie przebudowano ich tak, aby tego procesu nie dało się odwrócić. 53-głosowa potęga wciąż tchnie blaskiem przeszłości i łączy nas ze światem, który przeminął.

To połączenie dokonuje się w czymś, co nieuchwytne i efemeryczne, czyli w dźwięku. Krzeszów, perła baroku, nie zachwycił mnie, dopóki nie usłyszałem Englera. Dopiero wtedy ta precyzyjnie wymierzona, doskonale zaplanowana i kunsztownie zdobiona przestrzeń zaczęła żyć. Dopiero wtedy zacząłem w niej dostrzegać detale. Na tym polega właśnie siła 300-letniego instrumentu, że na chwilę, na krótki moment, przenosi do czasu, którego już nie ma, pozwala zaistnieć przeszłości. Same mury tego nie zrobią.

Schronienie w dźwięku, ucieczka od świata – to są organy. Kto słyszy w nich tylko przygrywanie do liturgii, ten ubogi. Słuchajcie organów, zwracajcie na nie uwagę, każde są unikatowe i każde mówią co innego, także o nas samych i poziomie naszej kultury (i nie zawsze mówią miłe rzeczy).

Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej o organach Englera, ale tych odbudowanych we Wrocławiu, polecam odcinek #54. Można nie tylko posłuchać opowieści, ale i samego „Głosu Śląska”.

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o