O pokoncertowej obojętności

Są takie koncerty, po których niewiele zostaje. Wiemy, że granie było znakomite, wiemy, że słuchaliśmy świetnej muzyki, a jednak wychodzimy z dojmującym poczuciem pustki. Trochę tak było po koncercie Julii Fischer i Julianny Awdiejewej.

Zanim przeczytam w komentarzach zarzuty o subiektywny ogląd krytyka (ostatnio takie czytałem na Facebookowym profilu „Ruchu Muzycznego”) muszę znów pisać oczywistości, co zawsze wywołuje we mnie uczucie piachu zgrzytającego między zębami. Recenzent nie jest i nie będzie obiektywny. Nie po to czytamy recenzje! Przecież chcemy poznać opinię (goddammit!). Opis zawsze bardziej dotyczy „przygody duszy wokół arcydzieł”, niż jest relacją oglądu „mędrca szkiełka i oka”. Recenzent może (a wręcz powinien) uwzględnić w swoim tekście obiektywne parametry, bo muzyka, oprócz tego że ulotna i pełna emocji, ma także ars – może (a wręcz powinien) ocenić tempa, decyzje o dynamice, użyciu pedału itp. (w stosunku do partytury), możemy wskazywać nieczystości lub dobór instrumentów, szczególnie gdy to muzyka dawna.

Pod względem ars temu koncertowi niewiele można zarzucić, czego wyśmienitym potwierdzeniem jest szczegółowa i opublikowana na drugi dzień recenzja pióra Jiříego Bezděka na operaplus.cz (przesadził jedynie z wypełnieniem sali po brzegi – było więcej niż satysfakcjonująco, jak na koncert kameralny, ale trochę krzeseł jednak zostało pustych).

Teoretyk muzyki, akordeonista, kompozytor i wykładowca słusznie zwrócił uwagę na umiejętne równoważenie partii skrzypiec i fortepianu w Sonacie D-dur op. 12 Beethovena oraz na piękne piana Awdiejewej niezatarte użyciem pedału. W przypadku Sonaty Chaczaturiana ja także zachwycałem się bogactwem barw wydobywanych przez Fischer, swobodą realizacji pasaży czy rozmachem tęsknej orientalnej frazy. Podobnie jak Bezděk uważam, że najważniejsza tego wieczoru była Sonata Poulenca – dzieło napisane w latach wojennych, poświęcone pamięci Federica Garcíi Lorki przesycone jest tragizmem, chyba najlepiej ze wszystkich leżało Awdiejewej, w której centrum zainteresowania jest muzyczny opór wobec mrocznej, totalitarnej, krwawej rzeczywistości (temu poświęcona jest płyta Resilience wydanej przez Pentatone, którą będę recenzował dla „Ruchu”). Udało się zarówno rozkołysać w pięknych tematach, jak i wstrząsnąć w kontrastujących, agresywnych i dekonstruujących je odcinkach. Koniec, cierpliwie wytrzymany, dobrze opowiedział niezawinioną śmierć poety i przyjaciela kompozytora. Tzigane Ravela na koniec yo piękny popis wirtuozerii – również bez zarzutu.

Do praskiej publiczności, szczególnie tej, która gustuje w koncertach Towarzystwa Muzyki Kameralnej, ars przemawia doskonale. Wiwatowała, zgotowała owacje na stojąco i domagała się bisów. Dostała aż dwa – Andante Eugène’a Ysaÿe’a z opusu pośmiertnego (dla ukojenia) oraz Scherzo z Sonaty F-A-E Brahmsa (dla postawienia kropki). Do mnie czyste ars nie przemawia. Owszem, tęsknię za perfekcyjnym graniem, gdy słucham złego wykonania – gdy błędy, potknięcia, markowanie i niedoskonałości odbierają radość odbioru. Tym razem radość odebrał mi program rozpięty od Beethovena do Poulenca, niemający celu ani dominanty, klasycznie filharmoniczny i nie budujący całościowej dramaturgii. Duet Awdiejewa-Fischer to sprawdzona marka. Artystki znają się doskonale, zarówno prywatnie, jak i muzycznie, chwytają swoje myśli w locie. Wszystko to było piękne, ale nie prowadziło do głębokiego przeżycia. Może pojawiło się zaburzenie w moim horyzoncie oczekiwań, może niesłusznie czekałem na to bólem przepełnione Intermezzo w Sonacie Poulenca? Może powinienem był po prostu cieszyć się dobrym graniem.

PS. Po trwającym blisko 2 godziny koncercie zaproponowano aftertalk. Jako były pracownik biura komunikacji opery takie rozwiązanie odradziłbym natychmiast. Przecież po koncercie ludzie chcą iść na piwo albo do domu, a nie siedzieć dłużej. Pomyliłbym się. Jak bardzo zaskoczyła mnie czeska (w większości) widownia, która co najmniej połowa pozostała na sali, aby posłuchać, co artystki mają do powiedzenia. Ciekawość i głód wiedzy jest chlubną cechą południowych sąsiadów Polski.

10.12.2023
Rudolfinum, Czeska Filharmonia

L. van Beethoven, Sonata skrzypcowa D-dur nr 1, op. 12
A. Chaczaturian, Sonata skrzypcowa g-moll, op. 1
F. Poulenc, Sonata na skrzypce i fortepian
M. Ravel, Tzigane

Julia Fischer – skrzypce
Julianna Awdiejewa – fortepian

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o