Kilka słów o prostocie

To że na obrzeżach bywa ciekawiej niż w centrum, że nie wszystko złoto, co się świeci i że jakości nie mierzy się popularnością, każdy rasowy meloman wie doskonale. Olśnił mnie dzisiaj śpiewak, którego googlować należy po gruzińsku, bo gdy wpisuję jego nazwisko w wersji angielskiej, to nawet ta największa wyszukiwarka świata odmawia posłuszeństwa.

Tengiz Zaaliszwili, bo o nim mowa, ukończył edukację muzyczną w Państwowym Konserwatorium im. Vano Sarajiszwiliego w Tbilisi w 1957 roku. Debiutował rok później, również w Tbilisi jako Alfredo w „Traviacie” na deskach Państwowego Teatru im. Zakarii Paliaszwilego. Zaczął tam występować regularnie, uczyć i wyjeżdżać za granicę. Był solistą w zespole ludowym „Pirosmani”, a jego talent doceniono nawet w USA, gdzie został honorowym obywatelem Atlanty. Choć w zasadzie nie wiemy o nim nic, to w Tbilisi jest gwiazdą. I to dosłownie, ponieważ przed gmachem opery znajduje się jego własna gwiazda, którą umieszczono tam w 2019 roku z okazji 90 urodzin (wciąż żyjącego śpiewaka). Odbyła się też gala, na której jubilat był obecny! Można ją zobaczyć w całkiem niezłej retransmisji na YouTube.

Gdy prześledzić komentarze pod kilkoma jego nagraniami zamieszczonymi na YouTube, można wywnioskować, że jeśli chodzi o belcanto, nie miał sobie równych w Gruzji, a kraj zawdzięcza mu wiele genialnych wykonań nie tylko repertuaru oczywistego, ale także rodzimych kompozytorów, w tym patrona teatru, w którym debiutował, czyli Zakarii Paliaszwilego. Ja jednak chciałem podrzucić w jego wykonaniu coś, co zna każdy miłośnik opery, mając nadzieję, że po nitce sami dojdziecie do kłębka. A zapewniam, że warto.

Oto „Je crois entendre encore”, czyli słynna aria Nadira z „Poławiaczy pereł” Georgesa Bizeta. Przepełniona rozdzierającą tęsknotą za namiętnością, za miłością, za pragnieniami, tętniąca uczuciem. Z łatwością potrafię sobie wyobrazić, jak tę arię wyśpiewałby niejeden dzisiejszy tenor, łapiący się za serce, rzucający w przepaść orkiestronu lub konający przy trumnie fortepianu… A tymczasem na nagraniu Zaaliszwili stoi na środku studia niczym posąg. Nie wykonuje żadnych gestów, jego twarz, pogodna i jasna niczego nie zdradza. Jest jakby zaklęty w śpiewaniu, zamienia się w żywy instrument. Gdy zamkniemy oczy i wsłuchamy się głęboko, każdy gest, który Zaaliszwili mógłby wykonać, usłyszymy w jego głosie, całe poruszenie „wspomnieniem czarownym, szałem upojenia, słodkim snem”.

 

Macie więc na dobranoc:

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o