65 lat temu zmarł Bohuslav Martinů, jeden z najwybitniejszych czeskich kompozytorów, kontynuator tradycji Smetany, Dvořáka i Janáčka.
Tym razem kartkę robię bez winietki, bo chciałem, byście się przyjrzeli zdjęciu. Martinů stoi na nim tyłem, a jego ramię trzyma młoda kompozytorka Vítězslava Kaprálová. Zostało zrobione w ogrodzie domu ojca Kaprálovej, w maleńkiej wsi Tři Studně niedługo przed zajęciem Czechosłowacji przez Hitlera.
Poznali się 8 kwietnia 1937 roku na premierze jego opery „Giulietta” w Teatrze Narodowym w Pradze. Ona zafascynowała się jego muzyką, on jej młodością, energią i talentem. Zaczął udzielać jej bezpłatnych lekcji. Był od niej 25 lat starszy, miał francuskie obywatelstwo i mieszkał wówczas w Paryżu – musiał tam wracać i naciskał, by pojechała z nim, bo Paryż był wówczas centrum muzycznego świata. Zdecydowała się na to.
Pomógł jej rozpocząć studia w Ecole Normale de Musique w klasie dyrygentury Muncha i kompozycji Nadii Boulanger. Był w Paryżu jej mentorem i przewodnikiem. Wprowadził ją do kręgu towarzyskiego, w którym byli m.in. Milhaud, Prokofiew, Strawiński oraz Szymanowski. To wszystko działało stymulująco – w Paryżu napisała więcej niż przez 7 lat wcześniejszej nauki. Miała zaledwie 22 lata.
Nie wiadomo dokładnie, kiedy zaczął się ich romans. Dla Martinů Vita była odmianą – jego żona była córką ubogiego francuskiego krawca, nie miała pojęcia o muzyce, a tej Martinů oddany był bez reszty. Vita wszystko rozumiała, była między nimi intelektualna chemia. On jednak był niezdecydowany, żona zapewniała mu spokojne życie, w którym nie musiał zajmować się niczym więcej nad komponowanie. Vita była niezależna. W jej dorobku jest tylko jedna kompozycja wyraźnie nosząca ślady wpływu Martinů. Była wyzwaniem. By ją utrzymać przy sobie jak najdłużej, zwodził ją w listach, snuł wizje wspólnych świąt, składał obietnice.
„Sprawdzam” powiedziała historia, gdy Hitler wkroczył do Czechosłowacji. Vita była w Paryżu. Z dnia na dzień pozostała bez dochodów, bo odcięto jej stypendium, bez dachu nad głową i bez możliwości powrotu do rodziny. Martinů zawiódł, nie wziął jej pod swój dach, nie otoczył jej opieką. Pomieszkiwała kątem u przyjaciół. By się ratować, wyszła za mąż za Jiříego Muchę, syna wielkiego malarza, który wstąpił do wojska. Za dużo było trosk i smutku – Vita zapadła na zdrowiu i zmarła w wieku 25 lat w 1940 r. w Montpellier, gdzie stacjonował oddział Muchy. Według niego jej ostatnie słowa brzmiały „To je Giulietta”.
Temat miłosny tej opery prześladował także Martinů, który rok później z żoną wyemigrował do USA – kilkukrotnie wplatał go w kompozycje pisane po śmierci Vity, umieścił go nawet w utworze napisanym dla upamiętnienia masakry Lidic. Wreszcie jest głównym motywem „Adagio in memoriam” z 1957, jego ostatniej fortepianowej kompozycji, napisanej na prośbę ojca Vítězslavy. Nigdy do końca nie zmył poczucia winy, który miał wobec swojej Giulietty.
O Kaprálovej nagrałem odcinek podcastu, chyba pierwszą obszerną o niej audycję po polsku. Posłuchajcie:
Podcast powstał dzięki Mecenasom Szafy Melomana. Jeśli chcesz stać się jednym z nich i wspierać pierwszy polski podcast o muzyce klasycznej, odwiedź mój profil w serwisie Patronite.pl.
Na zdjęciu Václav Kaprál, Vítězslava Kaprálová, piesek Šotek, Bohuslav Martinů (Tři Studně, czerwiec 1938), źródło: tristudne.cz
Dodaj komentarz