Pazur, ogień i uczucia

Koncerty Uniwersyteckie to żelazna pozycja w moim kalendarzu – może dlatego, że lata studiów w Gołębniku należą do najlepszych w moim życiu, a może z powodu spleenowo-młopodopolskiego krakowskiego klimatu, z Plantów wdzierającego się do auli Collegium Novum UJ.

Tym razem duet wykładowca – muzyk dobrany był wspaniale i ze wspólnym mianownikiem, któremu na imię przeszłość – prof. Andrzej Borowski, jeden z najwybitniejszych badaczy retoryki, kultury łacińskiej, wieloletni szef Katedry Literatury Staropolskiej na Wydziale Polonistyki i prof. Elżbieta Stefańska, klawesynistka, kluczowa postać w polskim wykonawstwie muzyki dawnej, właścicielka wspaniałego salonu muzycznego, mieszczącego się przy Garncarskiej, przez który przewinęły się takie postaci, jak Kevin Kenner, Kaja Danczowska czy Barbara Świątek-Żelazny.

W zasadzie nie powinienem się z tym zdradzać, ale niech tam, karty na stół: była to dla mnie pierwsza okazja posłuchania Elżbiety Stefańskiej na żywo. Jej nagrania znałem, ale to nie to samo. Trafiłem na nie przed laty dlatego, że Halina Czerny-Stefańska, jej matka, to mój top wykonań Chopina. Ale o tym kiedy indziej.

Żeby opowiedzieć, jak grała Stefańska tego wieczoru, muszę zrobić mały wstęp.

prof. Elżbieta Stefańska w auli Collegium Novum UJ przy klawesynie z własnej kolekcji

Słuchaliście kiedyś nagrań Józefa Hofmanna?

Urodzony w Krakowie w 1876 roku był jednym z największych pianistów początku XX stulecia. Dziś bardziej jest znany z tego, że opatentował na przykład wycieraczki samochodowe, spinacz biurowy czy grzałkę do wody – był wynalazcą! Jednak ważniejsze jest to, że będąc nastolatkiem, dokonał pierwszego w dziejach nagrania muzycznego, i to dla samego Edisona. Hofmann to dla nas dzisiaj zamierzchła epoka pianistyki z ducha romantycznej, zupełnie innej niż ta, do której przywykliśmy.

Gdyby na którymś z ostatnich Konkursów Chopinowskich pojawił się Hofmann ze swoim szalonym rubato, ozdobnikami dorzucanymi jak chciał, wręcz frywolnymi tempami, nie przeszedłby nawet eliminacji. To dopiero ciekawe, że dawna pianistyka wcale nie była zakuta w szczelny gorset – mam wrażenie, że w latach 20. i 30. panowała dużo większa wolność niż dzisiaj, a zwycięstwo Seong-Jin Cho w ostatnim Konkursie jest tego najlepszym dowodem. Podkreślam – to moja opinia. Są krytycy, którzy uważają, że to geniusz.

Józef Hofmann (1876-1957)

Hofmann potrafił rozpalić na klawiaturze ogień, który z łatwością strawiłby każdą filharmonię i salę koncertową, w której grał. Na YouTube jest nagranie słynnego Preludium cis-moll Rachmaninowa w jego wykonaniu. Posłuchajcie, co tam się dzieje – metronom leży w koszu, akcenty poprzesuwane, Hofmann rozpędza się jak odrzutowiec na pasie startowym, aby zadziwić swoją szatańską wirtuozerią, ale równocześnie pięknie śpiewa, rewelacyjnie operuje planami lewej i prawej ręki, jest w jego grze pazur, agresja, ogień, potęga uczuć. Tak się kiedyś grało.

I nie sądziłem, że usłyszę to w 2019 roku. Na klawesynie.

Profesor Stefańska zaprezentowała program, którego osią był taniec. W zasadzie tylko polonez Pożegnanie Ojczyzny Michała Kleofasa Ogińskiego kwalifikował się jako znany, a większość to lepiej lub gorzej kojarzony antykwariat.

Rozpoczęła od Poloneza D-dur Bazylego Bohdanowicza, którego nazwisko częściej pojawia się na wykładach muzykologicznych niż w programach koncertów. Gdy wstała od instrumentu i powiedziała „tak zaczynał się każdy bal w XVIII-wiecznej Polsce”, a następnie z absolutną naturalnością mówiła o tym, że to polska muzyka, nasza kultura i dziedzictwo, które musimy znać, bo na tym polega patriotyzm i miłość do najpiękniejszej Ojczyzny. Pomyślałem, że to coś unikatowego – kto dzisiaj jeszcze tak szczerze mówi o Polsce? Kto używając słowa patriotyzm nie wyciera sobie nim ekhm… twarzy, ale pokazuje, jak mocno je czuje i dobrze rozumie. Pani Profesor pokazała, że jest tym kimś, układając program, ze wszech miar zasługujący na ocalenie od zapomnienia.

Powiedzieć, że w znalazły się w nim rzeczy niesamowite to mało – odkryciem koncertu będzie Polonez d-moll Ogińskiego, którego część środkowa zadziwiała oryginalną harmonią i wspaniałym fanfarowym charakterem co pokazuje, że nie bez powodu Liszt, któremu Zarębski grywał Ogińskiego tak wysoko go cenił. Zdecydowanie wyżej niż my dzisiaj. Shame!

Spodziewałem się, że dramatycznie wypadnie eksperyment z Chopinem, ale Polonez B-dur z opusu pośmiertnego, napisany przez zaledwie siedmioletniego Fryderyka okazał się na klawesynie ciekawszy niż na fortepianie, czego niestety nie można powiedzieć o dwóch Anglaise Marii Szymanowskiej. Tu wyraźnie widać, że Szymanowska była w pierwszej kolejności koncertującą pianistką, a dopiero potem kompozytorką i jej myślenie twórcze osadzone było w fakturze fortepianowej. Tak jak późniejszego Chopina nie da się bez strat zagrać na czymś innym niż fortepian, tak Szymanowska na klawesynie brzmiała obco, brzęcząco i nienaturalnie.

 

Na koniec profesor Stefańska zabrała słuchaczy na południe od Alp, co biorąc pod uwagę wyjątkowo ostatnio mroźną, szaro-burą krakowską zimę było programowym strzałem w dziesiątkę. Wariacje na temat hiszpańskiej folii Jean-Henry D’Angleberta okazały się creme de la creme wieczoru i dowodem na to, że taniec przekracza wszelkie granice, a muzyk tej klasy, co Stefańska potrafi wyczuć tak samo dobrze nie tylko pulsację poloneza spędzającą sen z powiek dalekowschodnim pianistom grającym Chopina, ale także rytmy hiszpańskie czy portugalskie.

Nagadałem się wcześniej o Hofmannie, bo zarówno u niego, jak i w grze profesor Stefańskiej odnajduję to, co w wykonywaniu muzyki kocham – oryginalność, autentyczne emocje i… lekką dawkę dziwności. Tak, jak swoim brudnym i agresywnym dźwiękiem porwał mnie w Ostrawie Pavel Haas Quartet, tak tutaj słuchałem, nie mogąc oderwać oczu i uszu. I pal licho, że w finale Chaconne Haendla coś się pogubiło, bo chyba w ten zakręt Pani Profesor weszła nieco zbyt ostro. Znaczenie ma tak naprawdę to, że na przykład Rondo a la krakowiak Józefa Elsnera przestało być „tą mało znaną kompozycją i dobrze, że ktoś to wreszcie zagrał”, tylko okazało się fascynującą muzyką, która się podoba i nie nudzi ani przez moment.

Na tle wielu wziętych obecnie klawesynistów z Francji (to tak już chyba od XVIII wieku), którzy często przypominają chodzące metronomy, profesor Stefańska pokazuje, że grać historycznie nie znaczy tylko perfekcyjnie – to także znaczy poetycko, a w końcu tytuł wykładu profesora Borowskiego brzmiał „Poezja i duch muzyki”. Tego wieczora znalazłem wszystkie trzy komponenty tego tytułu – poezję, ducha i muzykę, choć w dokładnie odwrotnej kolejności.

Czekam na następne uniwersyteckie!

Program:

Bazyli Bohdanowicz – Polonez D-dur
Autor nieznany –  Polonez Kościuszki B-dur

Michał Kleofas Ogiński:
Polonezy f-moll, d-moll, a-moll
Menuet a-moll
Walce: C-dur, D-dur

Wojciech Żywny – Polonez C-dur
Fryderyk Chopin – Polonez B-dur (Oeuvre posthume)
Maria Szymanowska – Anglaise As-dur i B-dur
Józef Elsner – Rondo a la krakowiak B-dur i Rondo a la mazurek
Jean Henri d’Anglebert – Variations sur les folies d’Espagne
Georg Friedrich Haendel – Chaconne G-dur
Padre Antonio Soler – Fandango

 

 

 

2
Dodaj komentarz

avatar
1 Comment threads
1 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
2 Comment authors
MateuszElżbieta Frankowska Cząstka Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Elżbieta Frankowska Cząstka
Gość
Elżbieta Frankowska Cząstka

Nie było mi dane być na tym wspaniałym koncercie ale dzięki recenzji mogłam przynajmniej wyobrazić sobie jego wyjątkowość. Karierę wybitnej klawesynistki a początkowo pianistki śledzę od poczatków Jej przygody z klawiaturą. To wspaniałe, ze odkryła szerokie możliwości tego ciekawego i wspaniałego instrumentu i jest jego niezastąpioną, artystyczną propagatorką. Gratuluję z całego serca Pani Profesor.

Mateusz
Gość
Mateusz

Cieszę się bardzo, że tekst dał to wyobrażenie, myślę, że Pani Profesor jeszcze zagości na łamach Szafy, więc zachęcam do śledzenia 🙂