Program jubileuszowego koncertu w sali teatralnej ICE Kraków z okazji 70-lecia Chóru Polskiego Radia był mądrze ułożony – pokazał tożsamość zespołu w trzech wymiarach, opowiadając jednocześnie o jego barwnej historii.
Wymiar 1 – ŹRÓDŁA
W momencie utworzenia w 1948 roku wisiało nad „Radiówką” zagrożenie, że stanie się partyjnym zespołem specjalizującym się w pieśniach masowych, radzieckich, pseudoludowych. Szczęśliwie śmierć „ojca wszystkich dzieci”, Stalina pozwoliła na włączenie do repertuaru prawdziwej muzyki. Chór dowodzony w tamtych latach przez Jerzego Gerta, założyciela i wieloletniego dyrygenta zespołu, sięgnął, we współpracy z muzykologiem, prof. Jachimeckim, po dawny, często zapomniany repertuar – pierwszą polską operę, Nędzę uszczęśliwioną Macieja Kamieńskiego, po Michała Kleofasa Ogińskiego, Jana Stefaniego, księcia Antoniego Radziwiłła i innych. To było otwarcie horyzontów i nieba dla tego zespołu, jak powiedziała Irena Urbańska, wieloletnia artystka Chóru. A więc początki w przeszłości.
W poniedziałkowy wieczór, również we współpracy z muzykologiem, szefową Ensemble Peregrina, wybitną specjalistką od muzyki średniowiecza i renesansu, Agnieszką Budzińską-Bennett, Chór sięgnął w przeszłość i zaprezentował kilka utworów z Melodii na psałterz polski Mikołaja Gomółki. Był to przedsmak nagrania kompletu Melodii (dzisiaj ukazują się dwie z dziesięciu płyt). A jeśli przedsmak, to przyznaję – zaostrzył mi apetyt. Chór w okrojonym, 12-osobowym składzie pokazał, że tworzą go dobre jednostki. Swoboda, naturalne brzmienie i dobre wyczucie intencji Budzińskiej-Bennett – to właśnie zaprezentowali chórzyści.
Gomółka napisał w przedmowie do swoich psalmów, że są łacniuchno uczynione / Prostakom nie zatrudnione / Nie dla Włochów, dla Polaków / Dla naszych, prostych domaków. Pomyślałem, że wcale nie tak łatwo dobrze zaśpiewać to, co jest tak prosto napisane. Tym niższy ukłon, bo od pierwszych minut upewniłem się w przekonaniu, które zawsze mi towarzyszy przy występach Chóru Polskiego Radia – tu nie stanie się nic złego.
Wymiar 2 – współczesność
Przed przerwą zabrzmiały jeszcze trzy utwory Krzysztofa Pendereckiego. Z Pendereckim „Radiówka” ma długi, pełen szczęśliwych momentów romans. Zaczęło się od premiery Diabłów z Loudun w Marsylii w 1972 r.. Z kolei w ubiegłym roku Chór wykonał Pasję według św. Łukasza w Royal Albert Hall z London Philharmonic Orchestra pod batutą Vladimira Jurowskiego. Penderecki stwierdził, że to najlepsze wykonanie mojego utworu, jakie słyszałem od wielu lat.
Obok O Gloriosa Virginum i Missa Brevis Pieśń Cherubinów mogła się podobać najbardziej. Dzieło dedykowane przez Krzysztofa Pendereckiego „do słuchania” Rostropowiczowi dało okazję Chórowi do zaprezentowania szeregu walorów – mocnych, ale ciepłych w brzmieniu basów, lirycznych, rozwibrowanych tenorów, pełnych, wyrazistych altów i niezłych sopranów. Piszę „niezłych”, bo trochę brakowało mi w najwyższym głosie mocy i pewności. Mam wrażenie, że przydałyby się tam ze dwa, trzy silne, ciemniejsze głosy dla wzbogacenia barwy.
Wymiar 3 – polskość
1000-lecie Państwa Polskiego, kanonizacja Jana Pawła II, wejście Polski do Unii Europejskiej, szereg rocznic i jubileuszy – ważne momenty w polskiej historii łączy obecność Chóru.
Sztandarowo i dumnie rozumianą polskość udało się pokazać w Litaniach ostrobramskich I i II Stanisława Moniuszki. Dzieło rzadziej grywane – jeśli w ogóle, to III Litania bywa częściej spotykana. Sytuacja się pewnie zmieni w przyszłym roku, ponieważ wtedy przypada 200. rocznica urodzin Moniuszki. Można mieć obawy, że za rok będziemy znali jego muzykę aż za dobrze.
Wykonanie Litanii było bardzo stylowe. Wrocławska Orkiestra Barokowa, szerokim gestem prowadzona przez Jacka Kasprzyka, grała dostojnie, z rozmachem i bardzo poważnie – tego Moniuszko by pewnie od nich chciał.
Chór po raz trzeci udowodnił, że potrafi być elastyczny. Przecież dopiero co słuchaliśmy „Radiówki” w tej samej sali Centrum Kongresowego podczas premiery opery Alka Nowaka Ahat-ili – Siostra bogów na festiwalu Sacrum Profanum. Doskonale wypadli soliści, a szczególnie głosy skrajne – Ewa Biegas ze swoim potężnym sopranem i wspaniałym panowaniem nad dynamiką oraz Łukasz Konieczny z grzmiącym de profundis basem. Bardzo oratoryjnie, na koturnach, patetycznie to wszystko brzmiało. Świetnie w ten klimat wszedł także Tomasz Piluchowski i Ewa Marciniec. Choć dykcja solistów była precyzyjna, to i tak szkoda, że zabrakło napisów (a w tej sali bez trudu da się je wyświetlać ponad sceną).
***
Gdy w 2012 roku pojawiła się w informacja, że Chór Polskiego Radia jest przeznaczony do likwidacji, jego ówczesny kierownik, prof. Stanisław Krawczyński mówił: Polska będzie jedynym krajem, zrzeszonym w Europejskiej Unii Nadawców, który nie będzie miał radiowego chóru. Będziemy nawet za Albanią. – Zespół przetrwał, a poniedziałkowy występ tylko potwierdził, że ci, którzy o Chór walczyli, mieli rację.
No. I całe szczęście nie jesteśmy za Albanią…
Dodaj komentarz