Romantyczny Philippe Herreweghe i Marzenie Śpiącej Królewny

Zapraszam do przeczytania relacji autorstwa Krzysztofa Gemzy z drugiego w tym roku koncertu z cyklu ICE Classic. Zgodnie ze zwyczajem, który przyjąłem przy tym cyklu, ja piszę dla Krakowskiego Biura Festiwalowego, organizatora, a dla Szafy pisze Korespondent. Miłej lektury!

 

Krzysztof Gemza:

Kiedy w środę rano 27 marca usłyszałem pytanie „czy masz czas jutro? Wiesz, Philippe Herreweghe będzie w Krakowie!”, z odpowiedzią nie mogłem długo zwlekać. Okazja, by usłyszeć znakomitego interpretatora muzyki dawnej z Isabelle Faust i jej „Śpiącą Królewną” oraz Orchestre des Champs-Elysées, może nieprędko ponownie się nadarzyć. Wprawdzie program koncertu był wyłącznie romantyczny (pisze te słowa miłośnik baroku!), ale sytuacja wyjątkowa i ekscytująca. Mówię do słuchawki: jasne, na każdą muzykę mam czas.

W pierwszej części czwartkowego koncertu w Centrum Kongresowym ICE Kraków wysłuchaliśmy Koncertu na skrzypce i orkiestrę D-dur op. 77 Johannesa Brahmsa. Otwierające to dzieło Allegro non troppo było okazją do poznania zespołu, brzmienia poszczególnych sekcji i całości. Pomyślałem na wstępie, że dzisiaj pierwszoplanową rolę odegra kompozytor i to jego zamysłowi podporządkowane będzie wykonanie. Interpretacja polegała na… poszukiwaniu samego Brahmsa, a w drugiej części Roberta Schumanna. Herreweghe, dyrygent z półwieczem muzycznego doświadczenia i odpowiednim dystansem do dzieł mistrzów i samego siebie, prezentował z mistrzowską pokorą romantyczne kompozycje. Takie wrażenie miałem, słuchając każdego taktu i obserwując każdy ruch dłoni dyrygenta (batuty nie używał).

Pojawienie się na scenie Isabelle Faust było ekscytujące co najmniej z dwóch powodów: jak przebiegnie współpraca między nią a dyrygentem i jak brzmi „Śpiąca królewna” – wyjątkowe skrzypce Stradivariego. Fachowcem od oceny gry wybitnych skrzypków nie jestem, ale prędko poczułem, że na ten koncert warto było przyjechać zarówno dla jej gry, jak i dla instrumentu.

Wirtuozowskie popisy w otwierającym Allegro wypadły świetnie, ale to dopiero Adagio pokazało, co Faust potrafi. Kilka razy poczułem słynne „ciary”. Właściwie trudno opisać zjawiskowy dźwięk tych skrzypiec – początkowo wydawał się jakby „niepełny” (uśpiony?), ale później pomyślałem, że może nie wypełnia on sali po to, by zostawić miejsce dla wyobraźni słuchacza. A może takie wrażenie wywołała specyficzna akustyka Sali audytoryjnej im. Krzysztofa Pendereckiego? W Allegro giocoso ma non troppo vivace nie było czasu na zastanawianie – muzyka, w zmiennych tempach, z domieszką madziarskiego temperamentu, pochłonęła muzyków i słuchaczy, Isabelle Faust precyzyjnie dawkowała emocje, a wszystko znajdowało się pod kontrolą opanowanego Philippe’a Herreweghe. Gromkie „brawo” krzyknięte z niedalekiego miejsca poprzedziło burzę oklasków, kilka wyjść solistki i bis, a przy okazji zapowiedź drugiej części koncertu: Marzenie Roberta Schumanna w wersji na skrzypce i orkiestrę. Stradivarius był jakby stworzony (wyśniony) do tego utworu – znakomicie Faust snuła na nim liryczną melodię.

Po przerwie zabrzmiała II Symfonia C-dur op. 61 Roberta Schumanna z podobno najciekawszą drugą częścią, Scherzo. Allegro vivace. Nie będąc znawcą twórczości wiedeńskiego romantyka, miałem wrażenie, że to bardzo długa pieśń, jednakowoż ciekawa i pozwalająca na wędrowanie za emocjami kompozytora. Nie byłbym sobą, gdybym nie zwrócił uwagi na Adagio espressivo, długie i pełne wyciszenia. Pomyślałem: szkoda, że to nie koncert na skrzypce i orkiestrę, bo Isabelle Faust mogłaby tu pięknie „zaśpiewać”. Finałowe Allegro molto vivace w iście klasycznym, mocnym i nieco patetycznym stylu zakończyło koncert, zostawiając słuchaczy z myślami do poukładania i długimi, burzliwymi oklaskami.

fot. Wojciech Wandzel

Pierwsza myśl pokoncertowa. Pomysł maestra Herreweghe, by jak najlepiej zaprezentować zamysł twórczy obu romantyków, bardzo mi odpowiadał – owszem, czasami błyskotliwe, odkrywcze interpretacje są ciekawe i porywające, ale warto też poszukiwać ideału po prostu w partyturze i w brzmieniu instrumentów z epoki.

Druga myśl dotyczy Stradivariusów. Niedawno miałem okazję posłuchać live Janusza Wawrowskiego i jego „Polonii”, teraz Isabelle Faust i „Śpiąca królewna”. Pomyślałem, że w obu przypadkach instrumenty pasują do skrzypków, ich temperamentu i stylu. W przypadku Koncertu D-dur Brahmsa, para Faust i „Śpiąca królewna” będzie dla mnie odtąd wzorcem. A tak na marginesie – ciekawe,­ na ile wirtuoz wykorzystuje brzmienie instrumentu, a na ile to indywidualne, niepowtarzalne brzmienie dzieła sztuki lutniczej odciska swoje „piętno” na muzyku. Interakcja pewna, ale w jakich proporcjach?

Trzecia myśl. Z uwagi na specyficzną akustykę ICE muszę w przyszłości poszukać miejsc z najlepszym wypełnieniem dźwiękiem – dwie dotychczasowe wizyty  zapewniły dwa odmienne wrażenia, choć każde na swój sposób interesujące. W czwartek zająłem miejsce blisko sceny, nisko, całkiem z boku, w efekcie dobrze słyszałem poszczególne instrumenty i, co najważniejsze, solistkę. Warto czasami poświęcić ogólne wrażenie, by poznać z bliska wyjątkowe skrzypce.

 

PROGRAM:

Joahnnes Brahms Koncert na skrzypce i orkiestrę D-dur op. 77

Robert Schumann II Symfonia C-dur op. 61

 

Isabelle Faust – skrzypce

Philippe Herreweghe – dyrygent

Orchestre des Champs-Elysées

28.03.2019 (czwartek)

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o