Trzy pociągające żywioły – Trio Mediaeval na festiwalu Musica Divina

Źródło: www.facebook.com/festiwalmusicadivina

Było nas trzech, w każdym z nas inna krew… – to może zabawne skojarzenie, ale oddaje to, czym zachwyciło mnie Trio Mediaeval w krakowskiej Bazylice pw. św. Franciszka z Asyżu podczas festiwalu Musica Divina – różnorodnością trzech kobiecych sopranów tworzących jeden powalający efekt.

Wybierając się na ten koncert, miałem jeszcze w pamięci idealnie zestrojone głosy Voces8. Tak dobrze brzmiące, że czasem wręcz trudno było uwierzyć, że naturalne, ludzkie, a nie komputerowe, poprawione. W tej perfekcji tkwi siła brytyjskiego zespołu. Trio Mediaeval to świat nieidealny i być może dlatego tak pociągający.

Każda z trzech sopranistek przedstawia inne walory głosowe. Gdybym miał je porównać do żywiołów, to Anna Maria Friman byłaby powietrzem – ma czysty, błyszczący, mocny i z łatwością sięgający najwyższych rejestrów głos, Linn Andrea Fuglseth to ogień – brzmiała bardziej naturalnie, jakby folkowo, z większą emocją, zaś Jorunn Lovise Husan to woda – ma piękne doły i ciemniejszą barwę.

Od lewej: Linn Andrea Fuglseth, Jorunn Lovise Husan, Anna Maria Friman, źródło: www.facebook.com/festiwalmusicadivina

Taki skład powodował, że program pod hasłem Ladymass (mszy wotywnej o Maryi Dziewicy) brzmiał bardzo autentycznie, choć trio nie stawia sobie za cel wykonawstwa historycznego. Muzyka maryjna XIII i XIV w., zarówno monodyczna, jak i polifoniczna – szczególnie anonimowe opracowania Mszy z opactwa Worcester – przywoływała skojarzenia ze śpiewami w żeńskich zakonach. Entuzjazm publiczności budził fakt, że Panie uśmiechały się do siebie, nawet wykonując ogniwa Mszy (szczególnie w Gloria). Radość wspólnego muzykowania udzielała się i niebawem uśmiechy zagościły także na twarzach słuchaczy.

Najefektowniej wypadł XIII-wieczny anonimowy kanon Dou way Robyn / Sancta Maria Gracie, który śpiewaczki wykonały, ustawiając się jakby na planie krzyża pośrodku Kościoła. W tym utworze ognisty sopran Linn Andrei Fuglseth prawdziwie zapłonął.

Wykonanie kanonu Dou way Robyn… źródło: www.facebook.com/festiwalmusicadivina

Za niesamowity klimat tego wieczoru odpowiadały także dzwony, ale nie te kościelne, tylko ręczne. Prawdę powiedziawszy, chyba pierwszy raz zetknąłem się z dzwonkiem rurowym ręcznym (ang. handchimes). Prosty instrument, który ma zewnętrzne serce, a za jego strój odpowiada rozmiar kwadratowej (najczęściej) rury, w którą uderza pałeczka przytwierdzona do tej rury (czasem taśmą klejącą J). To od ich brzmienia Panie z Tria rozpoczęły swój koncert, wprowadzając mistyczny klimat modlitewnego skupienia.

Dokopałem się jeszcze do informacji, że te handchimes, których używa Trio, zostały wyprodukowane przez amerykańską manufakturę Schulmerich, jedną z trzech w USA. Gra na nich wymaga pewnych technicznych umiejętności, aby precyzyjnie wydobyć dźwięk i umieć go zatrzymać bez efektu ostrego przerwania.

Był to ostatni koncert festiwalu Musica Divina, na którym byłem. Z radością będę czekał na przyszły rok i kolejne spotkanie z muzyką sakralną w tak intrygującym wydaniu.

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o