Czekając na Ravela – relacja na dwa głosy z Filharmonii Krakowskiej

Łucja Siedlik:

Sobotni koncert w Filharmonii Krakowskiej otworzyły i zamknęły dzieła Maurice’a Ravela, a między Le Tombeau de Couperin i La Valse znalazły się utwory Schönberga i Elgara. Program arcyciekawy i arcytrudny.

W kompozycjach orkiestrowych Ravel rzadko kiedy powierzał całe frazy jednemu instrumentowi, czy grupie instrumentów. Muzycy przekazują sobie kolejne motywy i wspólnie kreślą linię melodyczną, powinni więc mieć o niej wspólne wyobrażenie. To niełatwe, ponieważ frazy Ravela mają zwykle nieoczywisty kształt i wymagałyby od wykonawcy wyrafinowania i subtelności, ale odwdzięczają się – umiejętnie poprowadzone przyjmują kształt wznoszących się i opadających fal, w których stale coś pulsuje i szkli się różnymi barwami.

Nie bardzo pulsowało i nie bardzo się szkliło. Zabrakło wnikliwej wizji dyrygenta, dzięki któremu Preludium z Le Tombeau kołysane byłoby miarowo przez drewno i smyczki, Forlana mogłaby być  tańczona bez obaw o potknięcie się na kolejnym gwałtownym staccacie, a tajemnicze piana fagotów z La Valse stanowiłyby logiczną część kompozycji. A może zwyczajnie zabrakło czasu na interpretację? Kilka dni na przygotowanie tak gęstych i obszernych kompozycji? Odważne.

Znakomicie zabrzmiała natomiast uwertura koncertowa In the South Edwarda Elgara –  szerokie, romantyczne linie melodyczne smyków i nieco filmowa blacha, która spisała się nadzwyczajnie. Waltornie, puzony, tuby były doskonale zestrojone, a partie solowe brzmiały imponująco. Przepięknie zagrane zostało także solo altówki – poprowadzone długą linią, w której każdy dźwięk dogrywany jest do końca.

Choć Charles Olivieri-Munroe to dla słuchacza dyrygent nieprzenikniony (trudno z jego gestów wyczytać, jak potoczą się kolejne motywy). Orkiestra pod nim potrafi zachwycić potęgą brzmienia. Zanim to jednak nastąpiło, do krakowskich filharmoników dołączył Kwartet Śląski, aby wykonać Koncert na orkiestrę i kwartet smyczkowy Arnolda Schönberga. Utwór błyskotliwy i dowcipny, w którym kompozytor odwołał się do Concerto Grosso B-dur op. 6 nr 7 Haendla, nieco go „poprawiając” i zbliżając do gustów dwudziestowiecznej publiczności. W rezultacie powstał utwór tyleż zaskakujący i wciągający, co chyba awykonalny.

foto: Klaudyna Schubert // klaudynaschubert.eu

Partia pierwszych skrzypiec umieszczona jest w absurdalnie wysokich pozycjach, zupełnie nieintuicyjne dla smyczkowców struktury akordowe i skomplikowana warstwa orkiestrowa wymagają długich tygodni intensywnej pracy, aby osiągnąć pożądany efekt, a i tak prawdopodobnie w warunkach koncertowych nie wszystko udałoby się zagrać czysto, równo i ładnym dźwiękiem. Koniec końców wyszło może troszkę dziwacznie, ale w zasadzie sympatycznie.

Reasumując – zespół złożony z profesjonalnych, doświadczonych muzyków raczej nie zagra dobrych utworów brzydko. Być może nie tak wiele trzeba, żeby pomóc mu grać je naprawdę ładnie.

Mateusz Ciupka:

Łucja była na koncercie sobotnim, a ja na piątkowym, więc ode mnie małe uzupełnienie. Warto docenić Filharmonię Krakowską za dobór repertuaru – w zasadzie wszystkie utwory, które zabrzmiały w weekend należały do kategorii „rzadko wykonywane”, zaś koncert Schönberga był prawdziwym wydarzeniem – pierwszy raz zabrzmiał w FK. Skarbiec muzyczny pełen jest klejnotów, trzeba tylko po nie sięgnąć.

Filharmonia zorganizowała przed koncertem spotkanie z Marią Wilczek-Krupą, autorką wydanej niedawno przez SIW Znak biografii Henryka Mikołaja Góreckiego, które poprowadził Mateusz Borkowski, krakowski dziennikarz muzyczny, krytyk, kolega po fachu, bo również bloger (Orfeum Borkowskiego). Górecki był postacią tak wyrazistą i nieoczywistą, a jego splątanie trudnego charakteru z twórczym geniuszem tak fascynujące, że spotkanie o książce po paru minutach przerodziło się w rozmowę o kompozytorze.

foto: Klaudyna Schubert // klaudynaschubert.eu

Piątkowy koncert miał także swojego gościa specjalnego, co wypadałoby zapisać wielkimi literami. Na scenie zagościła Anna Polony, która obchodzi w tym roku swoje 80 urodziny i 60-lecie pracy artystycznej. Na prośbę Dyrektora Filharmonii Bogdana Toszy opowiedziała o niezapomnianym przeżyciu w murach przy Zwierzynieckiej – recitalu Artura Rubinsteina sprzed pół wieku, na który przybyły tak liczne tłumy, że aby zdobyć bilety, trzeba było z pomocą zaprzyjaźnionych studentów z ASP je… podrabiać. Pasjonująco opowiedziane wspomnienie koncertowe Anna Polony skontrapunktowała fragmentem poematu Przed zapaleniem choinki Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Wysłuchanie tej interpretacji było doświadczeniem muzycznym – Anna Polony nie wyrecytowała, ale zagrała. Symfonicznie.

foto: Klaudyna Schubert // klaudynaschubert.eu

Program:

Maurice Ravel – Le tombeau de Couperin     
Arnold Schönberg – Concerto for Orchestra and String Quartet
Edward Elgar – In the South (Alassio), Op. 50
Maurice Ravel – La Valse

 

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o