Pamiętam, jak na zajęciach z historii muzyki średniowiecza jeden z wykładowców, po zaprezentowaniu któregoś z XIV-wiecznych motetów, zażartował – „I co? Lepsza późniejsza muzyka? Chyba nie. Ta jest najlepsza”.
Oczywiście nie zgadzam się z tym, bo jak niby mielibyśmy żyć bez Bacha, Händla, Chopina, Mahlera, Szostakowicza? (dopiszcie tu Waszych) Ale z drugiej strony przestrzeń muzyki średniowiecznej wcale nie jest tak ciasna, jak mogłoby się wydawać, a jej język – choć odległy, nieprzystawalny, wręcz obcy – opowiada bardzo ciekawe rzeczy. Na przykład takie…
Gladius, hasło koncertu w ramach Cracovia Sacra, czyli krakowskiej nocy kościołów, oznacza miecz. Właśnie miecz zakończył życie dwóch świętych kościoła katolickiego – Stanisława ze Szczepanowa, XI-wiecznego biskupa krakowskiego, i Tomasza Becketa, biskupa Canterbury, żyjącego sto lat później. Niezwykłe jest podobieństwo ich losów – obydwaj cieszyli się początkowo zaufaniem królów – Bolesława Śmiałego i Henryka II. W obu przypadkach historycy sądzą, że biskupi walczyli o wpływy i przywileje duchowieństwa, choć kościół przedstawiał ich jako obrońców moralności, którzy zginęli w imię zasad (tak Wincenty Kadłubek opisuje Stanisława). Jak było naprawdę – nie wiadomo, choć nie jest tajemnicą, że w XI-XII stuleciu w całej Europie toczyła się rozgrywka o władzę między tiarą a koroną. Obaj królowie ponieśli poważne konsekwencje swoich zbrodni. Bolesław, zabijając własnoręcznie biskupa odprawiającego nabożeństwo na Skałce, dał pretekst do wojny domowej i stracił władzę. Henryk II, aby nie zostać obłożony ekskomuniką, musiał dokonać upokarzających aktów pokuty, jak publiczna chłosta czy pielgrzymka do grobu Tomasza Becketa – swojego zapiekłego wroga.
Jeśli wokół tak ciekawej historii powstaje program koncertu, to musi być za to odpowiedzialna Agnieszka Budzińska-Bennett, muzykolog, śpiewaczka, wykładowca Schola Cantorum Basiliensis i założycielka ensemble Peregrina, który wystąpił w Gladiusie z zespołem Cracow Singers.
Program był skonstruowany w oparciu o konteksty życia św. Stanisława i św. Tomasza oraz ułożony naprzemiennie – raz odnosił się do jednego świętego, raz do drugiego blokami po kilka dzieł. Do najciekawszych znalezisk związanych ze św. Stanisławem zaliczam utwory z XV/XVI-wiecznego graduału Olbrachta, szczególnie wirtuozowski (!) i bardzo efektowny werset allelujatyczny All. Sydus Poloniae, a także dwa późniejsze bezpośrednio poświęcone św. Stanisławowi utwory. Pierwszy to Tablica obiecana świętemu Stanisławowi Asprillo Pacellego, z pochodzenia Włocha, kapelmistrza nadwornego Zygmunta III, drugi zaś to Pieśń o św. Stanisławie Diomedesa Cato, lutnisty, również związanego z dworem Zygmunta III. Te dwa przykłady renesansowej polifonii zabrzmiały znakomicie i świetnie wpisały się w tło nieco dawniejszej muzyki nawiązującej do św. Tomasza.
Z tych dzieł bardzo interesujący jest motet O plangant nostri prelati, który stanowi muzyczne echo konfliktu między tiarą o koroną – sprytnie ułożony tekst opłakuje trudny los kleru, który musi znosić narzucających im swą wolę świeckich władców. Poetyckim i muzycznym hołdem złożonym św. Tomaszowi jest także motet Ianuam / Iacintus…, porównujący św. Tomasza do kwiatu hiacyntu, co może być nieprzypadkowe – św. Hiacynt oraz jego brat Prot byli męczennikami wczesnochrześcijańskimi z III w.
Idąc na taki koncert, trzeba mieć świadomość, że samo sięganie do tak dawnego repertuaru jest dużym wyzwaniem. Budzińska-Bennett mówiła o tym w wywiadzie dla Ruchu Muzycznego:
W przypadku muzyki dawnej musimy od samego początku przygotowywać teksty, edytować, transkrybować, wyszukiwać, konstruować, wypisywać, znajdować konteksty, porównywać inne wersje (…) to jest tak naprawdę archeologia muzyki.
Ta archeologia wypadła wspaniale tamtego wieczora. Najbardziej zachwycił mnie głos szefowej ensemble Peregrina, który nie tylko z łatwością wypełniał ogromną gotycką przestrzeń Kościoła św. Katarzyny, ale także pokazywał, jak ważna jest historia muzyki, często po macoszemu traktowana w szkołach muzycznych. Był to rasowy historically informed performance z uwzględnieniem retorycznych detali, naturalnie wykonanych ozdobników, oraz słowa, podanego dokładnie, z właściwą prozodią. To samo dotyczy Lorenzy Donadini oraz Grace Newcombe, które nie tworzą z Budzińską-Bennett zespołu o głosach idealnie stopionych, ale pięknie się różniących, dając autentyczny i przekonujący efekt.
Cracow Singers, zespół założony w 2013 roku, wypłynął na szerokie wody wykonując na tegorocznych Misteriach Paschaliach Lamentationes Wacława z Szamotuł oraz współpracując ze Stanisławem Soyką przy płycie Soyka & Cracow Singers. Shakespeare a cappella. I tego wieczora zaprezentował się jako wszechstronny zespół o dużych ambicjach i potencjale. Brzmieli na tyle dobrze, że łatwiej przychodzi wybaczyć wpadkę przy Thomas gemma, w którym Panowie trochę pokłócili się z muzyką i sobą nawzajem. Porozumieli się dopiero w ostatnim akordzie. Najlepszym się zdarza.
Na koniec jeszcze jedna z głównych atrakcji wieczoru, czyli wizualizacje. Multimedialność misterium polegała przede wszystkim na wizualizacjach projektowanych na przestrzeń pod chórem muzycznym oraz na grze świateł w świątyni. Animacja Adama Nyka tworzyła rodzaj na pół magicznego teatru wyobraźni z biegnącymi końmi, padającymi kroplami deszczu, projekcjami zbiorów ikonograficznych czy abstrakcyjnymi kształtami wijącymi się po ścianach i promieniami rozświetlającymi łączenia cegieł. Zdarzały się momenty przytłoczenia wielością efektów, ale całość dawała interesujący rezultat, który uatrakcyjnił odbiór. Gratuluję tego pomysłu, bo jeśli muzyka dawna ma się rozgościć w sercach szerszej publiczności, to na pewno nowoczesnymi drogami do tych serc łatwiej trafić.
Dodaj komentarz