Joie de vivre – Opera Rara 2019

W ostatniej etiudzie Kawy i papierosów Jima Jarmuscha, William „Bill” Rice nie potrafi wyobrazić sobie, że okropna kawa, którą pije z Taylorem Meadem to szampan, a zaplecze magazynu to roztańczone Champs-Élysées. Zawiedziony Mead mówi „Jesteś taki prowincjonalny. Wiesz, co jest twoim problemem? Nie masz w sobie joie de vivre„. Jeśli ktoś chce się przekonać, czym jest ta radość życia po francusku, to najlepiej podczas recitalu Patricii Petibon.

W tej scenie rozbrzmiewa muzyka – fragment pieśni do słów Friedricha Rückerta Ich bin der Welt abhanden gekommen. Choć to, co zaprezentowała Petibon w Sukiennicach na finał festiwalu Opera Rara jest biegunowo odmienne od pieśni Gustava Mahlera, działa w podobny sposób – sprawia, że „jesteśmy straceni dla świata”.

Petibon rozpoczęła od  Yo soy la locura – passacaglii, która znalazła się na płycie Nouveau Monde z barokowymi ariami, nagranej dla Deutsche Grammophon w 2012 roku. Repertuar tej płyty mniej więcej pokrywał się z programem recitalu, w którym towarzyszyła śpiewaczce La Cetra Barockorchester Basel. Chyba trafnie Petibon przedstawiła się, śpiewając „jestem szaleństwem”, bo za joie de vivre musi kryć się przynajmniej odrobina szaleństwa.

I trzeba zaśpiewać peruwiańską kolędę z przytupem i radością. Trzeba pośmiać się z przeciągłych, efekciarskich kadencji w ariach z oper Rameau, trzeba rzucić w publiczność maskotką wilka i zająca przy dziecięcej piosence o zwierzętach J’ai vu le loup, le renard, le lièvre. Wszystko to było podane z wdziękiem, naturalnością, bez skrępowania i zawstydzenia.

fot. Alicja Wróblewska / Black Shadow studio

Ale trzeba też wzruszyć. Tak emocjonalnie wykonanego lamentu Dydony dawno nie słyszałem. Choć przyjęło się, że komizm jest trudniejszy niż tragizm, wcale niełatwo włożyć odpowiedni ładunek emocjonalny w słowa „pamiętaj mnie, lecz zapomnij o moim losie” (gdy złożą mnie w ziemi), tym bardziej, że Purcell każe stanąć śpiewakowi na krawędzi przepaści, z której leci się głową prosto w patetyczną sztuczność, jeśli wykonanie będzie nieszczere.

(Petibon nie poprzedziła tego lamentu pseudokomicznym gestem otarcia łezki, jak pewien młody i podobno najzdolniejszy w świecie kontratenor.)

Myślałem, że dalej w tym poruszeniu zajść nie można. Aż do chwili, gdy Petibon poprzedziła pierwszy bis słowami „we play about love, with love, for you” i zakończyła, uderzając w bębenek, a później w klatkę piersiową, w rytm bicia serca.

Pierwszy raz na żywo słyszałem Patricię Petibon. Wybierając się na recital, miałem świadomość jej ekscentryczności, a także głosów krytyki, że płyty dla DG to przykład, jak wielka wytwórnia zarabia na barokowym popie. Znam opinie, według których to, że Petibon „śmieszy, tumani, przestrasza” stanowi zasłonę dymną dla jej głosu o ograniczonych możliwościach (nieprawda! ma nad nim znakomitą kontrolę i niesamowicie dopracowane piana; huknąć też potrafi). A w ogóle, że to karykatura i pajacowanie.

Ludzie! Wiecie, co jest waszym problemem? Nie macie w sobie joie de vivre!

fot. Alicja Wróblewska / Black Shadow studio

Patricia Petibon – Nouveau Monde

Patricia Petibon – sopran
La Cetra Barockorchester Basel
Eva Borhi – koncertmistrz
Hermine Martin – flety
Yula S. – perkusja

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o